Witajcie!
To już mój 100 post! Dodatkowo przedwczoraj napisałyście 1500 komentarz - bardzo Wam dziękuję, że jesteście ze mną, czytacie bloga i komentujecie posty :)
Dzisiaj wracam do tematów ustno-mazidłowych ;)
Niedawno pokazywałam Wam moje zakupy m.in. z promocji w drogerii Hebe. Dzisiejszy post będzie na temat kosmetyku, który widziałyście tutaj :) Jak sugeruje tytuł, mimo wielu pochlebnych recenzji opublikowanych na blogu, setny post nie będzie pozytywny ;)
Pamiętacie jak mocno broniłam się przed balsamicznymi szminkami? Niestety ostatecznie w tym starciu poległam i najpierw kupiłam kredkę Revlon Just Bitten Kissable, potem Celię Nude, a w końcu skusiłam się też na osławioną L'Oreal Rouge Caresse. O ile dwa pierwsze mazidła zdążyłam już polubić, to ostatnie raczej mi nie podchodzi.
Dlaczego? Zapraszam do dalszej części posta :)
Opakowanie:
To zdecydowanie największa zaleta tego produktu. Niestety mój aparat poległ w starciu z tym błyszczącym cudem i zdjęcie nie oddaje jego uroku nawet w połowie :(
Jest śliczne, błyszczące - bardzo eleganckie. Zamykanie na klik gwarantuje szczelność i brak niespodzianek w postaci otwartej pomadki walającej się po całej torebce.
Bardzo podobają mi się też jego góra i dół. Z którejkolwiek strony nie spojrzymy będziemy widziały kolor pomadki. Lubię takie rozwiązanie, oszczędza mi kilka(dziesiąt) sekund grzebania rano w szufladzie w poszukiwaniu pomadki, którą akurat mam ochotę się pomalować ;)
Wnętrze czyli sztyft jest odpowiedniej grubości i maluje się nim naprawdę wygodnie.
Zapach:
Delikatny, świeży, szminkowo-owocowy. Miałam kiedyś błyszczyk Glam Shine o identycznym zapachu :)
Konsystencja:
Miała być wielkim atutem produktu, a okazała się największym zawodem.
Producent reklamuje Rouge Caresse jako połączenie szminki, balsamu i błyszczyka. Niestety w rzeczywistości kiepsko mu się to połączenie udało.
Zgodzę się jedynie z faktem, że kosmetyk ma lekką, niewyczuwalną na ustach konsystencję.
Obiecane nawilżenie to chyba jakiś żart ze strony L'Oreal. Fakt, że nie nawilża jeszcze bym jakoś przeżyła (chociaż skoro to ma być m.in. balsam to powinien to robić!) ale ta pomadka wręcz wysusza moje usta! Takie rzeczy wybaczam jedynie moim ukochanym matowym szminkom. L'Oreal, masz u mnie wielgaśny minus!
Miękka, kremowa konsystencja - niby gdzie ja się pytam? Szminka ma konsystencję o wiele za lekką, żeby można uznać ją za. kremową. Dodatkowo paskudnie podkreśla suche skórki i nierównomiernie pokrywa usta kolorem. Do tego rozpływa się poza ich kontur. Według producenta można ją nakładać bez lusterka i chyba tak zacznę robić, przynajmniej przestanę się denerwować na widok moich ust pomalowanych tym "cudem" ;)
PS: ale moje usta wyszły krzywo na tym zdjęciu! Muszę się przyjrzeć czy faktycznie takie są, czy może to moja frustracja wylała jej adresatkę - szminkę poza ich kontur ;)
Idę do następnego punktu bo zaraz chyba zawieszę komputer od tych żali na pseudofantastyczną konsystencję Rouge Caresse! ;)
Kolor:
Gama kolorystyczna jest bardzo udana, każda z Was z pewnością znajdzie coś dla siebie. Po zakupie jasnej kredki Revlon i Celii Nude zdecydowałam się na czerwoną Rouge Caresse 401 Rebel Red. Prawdę mówiąc żałuję, że nie wzięłam jednego z L'Orealowskich nudziaków, a czerwieni nie wybrałam z Revlon. Trudno, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem (vel źle wybraną szminką), trzeba recenzować dalej ;)
Ładna, prawda? Szkoda, że na ustach wygląda o wiele gorzej. Widziałam, że większość z Was ma jasne odcienie - też tak nierówno kryją? Bo już sama nie wiem czy ten odcień się L'Orealowi nie udał, czy Rouge Caresse tak ma i kropka :(
Widzicie na swatchach drobinki? Nie? Ja też nie, a sztyft ewidentnie je posiada! ;)
Trwałość:
Teoretycznie znika z ust w tempie mistrza olimpijskiego w sprincie. I to bez jedzenia i picia! Praktycznie trochę koloru zostaje na ustach przez dłuższy czas, efekt przesuszonych ust gratis.
Podsumowanie:
Po wielu zachwytach nad tą pomadkach byłam pewna, że pokocham ją od pierwszego maźnięcia. Niestety, tak się nie stało. Dobrze, że zapłaciłam za nią tylko 24zł!
+ ładne opakowanie
+ ładne kolory
+ przyjemny zapach
+ wygodna aplikacja
- wysusza usta
- podkreśla suche skórki
- nierównomiernie kryje
- nietrwała
- cena (bez promocji około 40zł)
Szału nie ma, więc Rouge Caresse dostaje niską notę 2+. U niektórych być może jest to traktowane na równi z 3=, czyli zaliczone, u mnie niestety nie ;)
Oj L'Oreal zawiodłeś mnie! Spróbuję się z nią jeszcze zaprzyjaźnić ale czarno to widzę :(
Jeżeli lubisz te pomadki i podoba Ci się Rebel Red - pisz, chętnie puszczę ją w świat jeśli znajdzie się chętna :)
ojej, szkoda, że Ci nie podpasowała. Ja mam jeden egzemplarz z tej serii - dating coral i jestem z niego bardzo zadowolona - nie przesusza mi ust, nadaje delikatny kolor.
OdpowiedzUsuńAleż mi się podoba! Cudna jest:)))
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym to samo jeśli chociaż pokrywałaby usta równą warstwą :(
UsuńPodoba mi się kolor. Nie miałam jej, ale chętnie bym wypróbowała - lubię takie wynalazki :D
OdpowiedzUsuńNo i właśnie dlatego pozbyłam się swojej dating coral. Totalnie nie przypadła mi do gustu :/
OdpowiedzUsuńA ja mam Dating Coral i Tempting Lilac i jestem megazadowolona. baaaaadzo! Tylko to nie sa typowe pomadki a takie raczej balsamiki do ust. wg mnie fajniejsze niz lip buterku revlona. :)
OdpowiedzUsuńja mam trzy inne kolorystycznie egz i bardzo sobie chwalę :]
OdpowiedzUsuńJa ustach mi się podoba, ale wiadomo, że komfort aplikacji też ma znaczenie;)
OdpowiedzUsuńChyba zrobiłam beznadziejne zdjęcie - nie widać nierównego koloru na ustach tak bardzo, jak w rzeczywistości :/
UsuńKilka zdjęć i na każdym szminka ma zupełnie inny odcień. To chyba urok kosmetyku i naszych aparatów cyfrowych. W każdym razie na Twoich ustach wygląda przyzwoicie. A ich kształtem się nie przejmuj, jak się wpatrzeć to widać, że trochę poza kontur wyjechałaś. Zdarza się najlepszym ;)
OdpowiedzUsuńRozlała się, pisałam o tym w recenzji, że lubi migrować poza kontur ust.
UsuńZdecydowanie lepiej wygląda na dłoni, niż na ustach - niestety.
Kolor jest fajny, ale szkoda, że ma tyle minusów
OdpowiedzUsuńPrawda jest taka, że Te pomadki w zależności od koloru mają inną konsystencję ;D Ja mam dwie i bardzo je lubię, ale raczej nie nastawiałam się na dodatkową pielęgnację w ich wydaniu. Gratuluję setnego posta, życzę Ci jeszcze więcej inspiracji w tworzeniu bloga :*
OdpowiedzUsuńSkoro to niby balsam to miałam nadzieję, że chociaż nie będzie wysuszać :(
Usuń