sobota, 30 listopada 2013

Ulubieńcy listopada

Witajcie!

Listopad ma się ku końcowi. I dobrze, bo nie przepadam za tym miesiącem. Jest bardzo ponury, chociaż w tym roku na pogodę nie mogłam specjalnie narzekać. Do tego był pracowity na maxa i gdyby nie weekendowy wyjazd do Wiednia chyba nie wiedziałabym jak się nazywam.

W tym miesiącu odkryłam kilka fajnych produktów, a także wróciłam do starych dobrych znajomych :)


W dziedzinie pielęgnacji absolutnie zachwycił mnie brzozowo-nagietkowy krem Sylveco. Tłusty jak diabli, ale efekt po nałożeniu go na noc jest wspaniały!
Większość z Was używa samoopalaczy latem. Ja głównie korzystam z nich zimą aby wyrównać koloryt między twarzą i dekoltem, a resztą ciała. Słynne kropelki Collistar Gocce Magiche Viso zostaną ze mną na dłużej.
W połowie miesiąca skończyła mi się oliwka do paznokci i sięgnęłam po jeden z prezentów od marki Herba Studio - balsam do paznokci 2x5. Przyznaję, że na razie sprawuje się świetnie!

W kwestii kolorówki wróciłam do jednego z moich podkładowych ulubieńców - Revlon Colorstay do skóry suchej i normalnej, jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
Niestety w ostatnim miesiącu skóra mocno płatała mi figle, więc musiałam ponownie zaprzyjaźnić się z ekstremalnie kryjącym kamuflażem Kryolanu.
Do ulubionych mazideł do ust dołączyło masełko Revlon Colorburst, które ładnie wygląda na ustach i nie przesusza ich.
Moim odkryciem miesiąca są niedawno kupione kredki do oczu Bourjois Color Clubbing Waterproof. Mają piękne kolory i piekielną trwałość, czego chcieć więcej?

Jakie są Wasze listopadowe hity? :)

Pozdrawiam weekendowo (dla odmiany - znad Excela!) :)

PODPIS

piątek, 29 listopada 2013

Wiedeń

Witajcie!

Tydzień temu o tej porze szykowałam się do wyjścia na jarmark świąteczny :)
Dzisiaj zapraszam Was na krótką fotorelację z weekendu w Wiedniu.

Na dobry początek Pałac Schönbrunn :)

Pałac w pełnej okazałości (i jakaś tap madl od siedmiu boleści na pierwszym planie)


Jak wszędzie - jarmark! I takie oto słodkości:


Te jabłka w czekoladzie chodziły za mną dwa dni ;)


Godne uwiecznienia na zdjęciu resztki zieleni


I fontanna nie tryskająca wodą o tej porze roku :(


Następny punkt programu - Belweder


Pięknie udekorowane przez dzieci choinki



Robi się ciemno, czas odwiedzić jarmark na Rathausplatz



Aniołek ;)


Punkt obowiązkowy programu - przepyszne grzane winko (lub poncz, co kto woli) w kubku, który większość z Was pewnie kojarzy z mojego facebookowego fanpage :)


Kolejny dzień nastał, wycieczkę zaczynamy od wizyty w wesołym miasteczku Prater


Zamiast czekoladowego jabłka (ciągle zastanawiam się czy to zwykłe czy pieczone :P ) skusiłyśmy się na takie oto ciasteczka z cukrem i cynamonem (no, 5 innych wariantów smakowych też było)


Warto odwiedzić UNO city - nowoczesną część Wiednia położoną na Dunajem 


I zrobić sobie spacer po mieście podziwiając budynek słynnej Opery


Parlamentu


Czy Stephansplatz (z katedrą, która nie mieści się w kadrze :P )



Wielką zaletą Wiednia jest bardzo sprawna komunikacja. Jest bardzo intuicyjna (metro!!!, tramwaje i autobusy) - naprawdę nie da się zgubić. Do tego jeździ dosłownie co kilka minut.
Samo miasto bardzo mi się podoba, jest niezwykle przyjazne i odnoszę wrażenie, że fajnie by się tam mieszkało. Szkoda, że nie mówię po niemiecku :(

Pozdrawiam i sama wracam do moich excelowskich tabel,

PODPIS

środa, 27 listopada 2013

Listopadowy haul

Witajcie!

Od piątku wszystkie drogi prowadzą do Rossmanna? Coś w tym jest :) Ale moment, przecież w piątek byłam w DM! :D


Kupiłam głównie produkty Balea. Obowiązkowym punktem programu były żele pod prysznic :) Wzięłam te, których jeszcze nie miałam - borówkowy i mandarynkowy. Skusiłam się również na dwa nowe żele do golenia - Karaibski i aloesowy (obecnym, maślano-cytrynowym, jestem zachwycona! ). Nie mogło też zabraknąć kremu do rąk - wybrałam borówkowy i mam prawie całą serię (żel, krem do rąk i masło do ciała :) ).
Tym razem postanowiłam też przyjrzeć się uważniej produktom do włosów tej marki. Po dłuższej chwili wybrałam szampon, odżywkę i mleczko z serii Mandarynka i aloes oraz jedną odżywkę Balea Professional. Jestem ciekawa, jak sprawdzą się w porównaniu z moimi obecnymi rosyjskimi faworytami :D
Rodzynkiem jest jajo a'la beauty Blender Ebelin, na które namówiłam też koleżankę. Oby było co najmniej tak dobre, jak gąbka Cosmopolitan :)

Mówiłam o Rossmannie, tak?


W piątek wysłałam tam mamę celem kupienia korektora Lumi Magique L'Oreal, ciemnej kredki do ust Bourjois Color Boost 06 Plum Russian i pomadki Rouge Caresse w nudziakowym odcieniu 501 Nude Ingenue. Mama kupiła korektor i kredkę, ale pomadki już brakło. W związku z tym wczoraj skierowałam się w kierunku Rossmanna i Hebe, no i oczywiście na pomadce się nie skończyło ;) Do koszyka wpadły jeszcze dwie wodoodporne kredki Bourjois Contour Clubbing Waterproof w kolorach 50 Loving green i 46 Bleu Neon oraz krem CC Bell (w zawrotnej cenie ok 10zł).
Jestem w szoku, że nie kupiłam ani jednej pomadki Rimmel :D

Pozdrawiam i wracam do moich excelowskich tabel, a w wolnej chwili (eee co to jest?) zobaczę zdjęcia i wrzucę Wam fotorelację z Wiednia :)

PODPIS

sobota, 23 listopada 2013

Tańszy odpowiednik Dallas?

Witajcie!

Wiele dziewczyn marzy o różach Benefit, jednak skutecznie odstrasza je ich cena w Sephorze. Podczas polowania na 40% tańsze produkty Catrice zdecydowałam się na róż Definig Blush w odcieniu 060 Rosewood Forest. W domu jego odcień wydał mi się jakby znajomy. Otwarłam szufladę i w mgnieniu oka znalazłam mu brata.


Od razu zauważyłam podobieństwo do odcienia słynnego Benefitowego Dallas.


Nie są w 100% identyczne, ale podobieństwo jest widoczne (wbrew zdjęciu Catrice nie jest bardziej różowy niż Dallas).


Tańszy odpowiednik jest ciut mniej zbity, bardziej satynowy i odrobinę jaśniejszy. Mimo tego jestem pewna, że jeśli marzycie o różu Dallas to ten Catrice spełni Wasze oczekiwania :)

Pozdrawiam z Wiednia :)

PODPIS

czwartek, 21 listopada 2013

TAG - 40 pytań kosmetycznych

Witajcie!

Ja zwiedzam Wiedeń, a Wam prezentuję odpowiedź na tag, do którego zaprosiła mnie Kasia - 40 pytań kosmetycznych :)


No to zaczynamy!

1. Ile razy dziennie myjesz swoją twarz?
 Rano i wieczorem. Z tym, że wieczorem o wiele dokładniej - rano jestem zbyt zaspana ;)

2. Jaki masz typ cery?
 Szczerze? Jeden pieron ją wie, zmienna jak baba! Mieszana, ale raz bardziej sucha, a raz bardziej tłusta.

3. Co jest obecnie Twoim ulubionym produktem do mycia twarzy?
 Nie mam ulubieńca, obecnie używam żelu micelarnego z Biedronki.

4. Czy używasz peelingów do twarzy?
Tak :)

5. Jaka to marka?
Różne, lubię np. peeling Himalaya, ale kolejny chcę zrobić sama :)

6. Jakiego kremu do twarzy używasz?
Ostatnio moja twarz pokochała lekki krem brzozowy Sylveco.

7. Czy masz piegi?
Nie mam ani jednej, a wg mojej pseudonaczycielki wizażu powinnam być nimi obsypana (bynajmniej nie ze względu na karnację, a naturalny kolor włosów).

8. Używasz kremu pod oczy?
Regularnie od kilku lat.

9. Miałaś kiedyś problem z trądzikiem?
I to jaki! Wolę o tym nie myśleć :/

10. Używałaś kiedyś tabletek przeciw trądzikowych?
Wszystkich możliwych i nie pomagały. Czasem trzeba słuchać intuicji, a nie stada ponoć dobrych lekarzy.

11. Jakiego podkładu używasz?
Różnych - lubię Helathy Mix, Colorstay i azjatyckie BB creamy :)

12. Co z korektorem?
Pod oczy - zawsze, ciągle szukam ideału (Maybelline Affinitone jest bliski). Na skórę, jeśli trzeba, nakładam kamuflaż Kryolanu albo Beauties Factory.

13. W jakiej tonacji jest Twoja skóra twarzy?
Żółta bez nawet najmniejszej nutki różu, za to z dyskretną domieszką oliwki.

14. Co sądzisz o sztucznych rzęsach?
Jeśli są dobrze przyklejone - jestem na tak. Nie przepadam za rzęsami w pasku, wolę te w kępkach... ale najbardziej zadowolona byłam z przedłużania 1 do 1, super sprawa!

15. Czy wiesz, że maskary powinno się zmieniać co 3 m-ce?
Wiem i zazwyczaj przez ten czas udaje mi się je zużyć.

16. Jakiej maskary teraz używasz?
Kończę False Lash Wings, ale w kolejce czeka mój ulubiony Dior Iconic.

17. Sephora czy MAC?
MAC! Szczególnie, jeśli chodzi o pomadki.

18. Masz kartę pro do MAC?
Nie, ale mam nadzieję, że kiedyś stanę się jej posiadaczką :)

19. Jakich narzędzi używasz do aplikowania makijażu?
Prawdziwego arsenału najróżniejszych pędzli i pędzelków. Nie przepadam za gąbeczkami i pacynkami.

20. Używasz bazy pod cienie?
Od czasów gimnazjum. Mam tłuste powieki i baza to mój absolutny must-have!

21. Używasz bazy pod makijaż?
Tylko od wielkiego dzwonu.

22. Ulubiony kolor cienia do powiek?
Każdy! Mam taką tęczówkę, że mogę eksperymentować dosłownie z wszystkimi kolorami, wystarczy tylko odpowiednio je ze sobą połączyć :)

23. Kredka do oczu, czy eyeliner w płynie?
Jedno i drugie, zależy na co mam danego dnia ochotę.

24. Jak często dźgnęłaś się w oko kredką?
Nigdy, tuszem też mi się nie zdarzyło ;)

25. Co sądzisz o pigmentach/sypkich cieniach?
Na wieczór - super! Rano nie chce mi się z nimi bawić.

26. Używasz kosmetyków mineralnych?
Niestety nie - ciągle nie umiem trafić na idealny odcień.

27. Ulubiona szminka?
MAC Russian Red

28. Ulubiony błyszczyk?
Nie mam, zdecydowanie wolę pomadki!

29. Ulubiony róż?
Chyba Benefit Dallas

30. Kupujesz kosmetyki na E-bay/Allegro?
Zdarza mi się, szczególnie azjatyckie BB creamy

31. Lubisz kosmetyki z drogerii?
Lubię, chociaż planuję zamienić je na własne wyroby ;)

32. Czy kupujesz swoje kosmetyki od ulicznych sprzedawców lub na bazarach?
Nie, chyba nigdy mi się to nie zdarzyło.

33. Czy chciałabyś chodzić na lekcje wizażu?
Chodziłam, ale marzy mi się kurs, na którym naprawdę bym się rozwinęła!

34. Czy zdarza Ci się niezdarnie nakładać makijaż?
Nie mnie to oceniać :) Ale gdy wiem, że nie mam czasu to robię lekki makijaż.

35. Zbrodnia w makijażu, której nie możesz przeżyć?
Irytują mnie podkłady kończące się na linii żuchwy, krzywe kreski i szminka na zębach.

36. Lubisz kolorowe makijaże?
Uwielbiam!

37. Która gwiazda wg Ciebie ma zawsze świetny makijaż?
Podoba mi się styl Gwen Stefani.

38. Jeśli miałabyś wyjść z domu używając tylko jednego produktu, co by to było?
Zaskoczę Was mówiąc, że czerwona szminka? ;)

39. Czy wychodzisz z domu, bez makijażu?
Idąc tylko na zakupy do pobliskiego marketu lub wyrzucić śmieci -tak.

40. Czy sądzisz, że wyglądasz dobrze bez makijażu?
Zdaniem moich kumpli - tak. I tego się trzymajmy ;)

Zapraszam do zabawy Was wszystkie, jeśli macie ochotę odpowiedzieć na pytania :)

Pozdrawiam!


 PODPIS

wtorek, 19 listopada 2013

Hity z Rossmanna

Witajcie!

Pewnie wszystkie już wiecie, że Rossmann szykuje kolejną akcję rabatową na produkty do makijażu :) Sama raczej nie skorzystam, bo wyjeżdżam na weekend do Wiednia (a po powrocie pewnie zostaną puste półki :P ), ale przygotowałam dla Was listę moich ulubieńców do kupienia podczas promocji :) Część na pewno widziałyście już na innych blogach, a do pozostałych być może przekonają Was moje recenzje :)


Zacznę od naustnych mazideł :)
Kuszą Was wszechobecne pomadko-błyszczyko-masełka do ust w kształcie kredek? Polecam Bourjois Color Boost, Soft Sensation Lipcolor Butter Astora (Loved Up i Va Va Voum) lub Revlon Just Bitten, jeśli w Waszym Rossmannie jest szafa tej marki :)


Skoro mowa o Revlonie to polecam również słynne masełka do ust Colorburst :) Swoje mam od niedawna, ale bardzo je polubiłam!


Pozostając w temacie mazideł do ust, gorąco polecam pomadki Rimmel Lasting Finish. Klasyczne (Airy Fairy, Paradise, Drop of Sherry, Asia i Firecracker ), matowe (104 i 105 )i z kolekcji Kate Moss (10 i 14). Są rewelacyjne - wszystkie!


Ostatni naustny produkt, który sama odkryłam podczas wiosennej promocji - lakier do ust L'Oreal Shine Caresse (Lolita i Juliet ) :)


Czas na coś do twarzy. Polecam korektor Affinitone od Maybelline.


Pilnie potrzebny tusz do rzęs? Śmiało weź z półki MF 2000Calorie albo False Lash Wings od L'Oreal :)


Nie byłabym sobą pomijając w tym zestawieniu Color Tattoo - moje ulubione cienie w kremie (recenzja i swatche1 oraz swatche2 :)


Na co planujecie zapolować tym razem? :)

Pozdrawiam,

 PODPIS

środa, 13 listopada 2013

Żel do brwi Catrice

Witajcie!

Bardzo się cieszę, że tak pozytywnie przyjęłyście mój ostatni post :) Widzę, że analiza składów interesuje wiele z Was. To wspaniała wiadomość, bo właśnie w tą stronę chciałabym pójść i szykuję kolejny wywód chemika ;) Dziękuję za każdy komentarz i mail, zachowam je sobie i poczytam w czasach blogowego zwątpienia, jeśli takowe nastąpią.

Dostała wiele pytań dotyczących jednej z nowości w mojej kosmetyczce - żelu do brwi Eyebrow Filler Catrice :) Nie zdążyłam go jeszcze przetestować na tyle dobrze, żeby napisać pełną recenzję, jednak mogę podzielić się pierwszymi wrażeniami z użytkowania :)


Opakowanie jest niewielkie i poręczne. Szczoteczka jest wąska i dosyć krótka, więc wygodnie się nią operuje i nie brudzi skóry, co ma w zwyczaju robić korektor Delia.


Naturalnie moje brwi są prawie czarne, więc produkt jedynie utrwala ich kształt, w żaden sposób nie zmieniając ich barwy (patrząc na odcień na szczoteczce obawiałam się lekkiego rozjaśnienia włosków. Niestety, w związku z tym uchwycenie koloru na moich brwiach mija się z celem, zrobiłam więc swatcha na ręce.


Żel jest dosyć jasny, w zdecydowanie chłodnym odcieniu. Moim zdaniem jest bardzo uniwersalny - blondynki nie muszą się obawiać brwi a'la czarownica (w końcu Halloween już za nami), a brunetki sztucznego efektu rozjaśnionych, niczym przypudrowanych, brwi. Na zdjęciu tego nie widać, ale żel zawiera w sobie krótkie włókienka, które mogą zagęścić rzadkie brwi, nie nadając im sztucznego wyglądu.

Na razie jestem z tego żelu zadowolona, brwi nie zmieniają kształtu od rana aż do demakijażu (z drugiej strony nie są bardzo niesforne, a ja nie mam nawyku ich częstego dotykania). Obym nie zmieniła zdania :)

Miłego wieczoru!

PODPIS

niedziela, 10 listopada 2013

Potworny zapychacz

Witajcie!

Bardzo, ale to bardzo, chciałabym, żeby bohaterem dzisiejszego postu było arcypyszne, arcyzdrowe i arcysycące danie. Niestety, muszę rozczarować samą siebie. Obiekt dzisiejszej recenzji jest jednym z największych bubli, jakich używałam od dłuższego czasu i właściwie dziwię się mojej skórze, że nie zmieniła koloru np. na turkus w ramach wielkiego protestu, że śmiałam ją potraktować tym czymś.


Ucieszyłam się, gdy na jednym ze spotkań otrzymałyśmy pięknie zapakowane upominki od sklepu Urban Cupid.Wielki plus za dopasowanie produktu do skóry każdej z blogerek. Wielokrotnie wspominałam, że z moją od dłuższego czasu nie mam większych problemów (odpukać!), więc trafił do mnie produkt z pochodnymi witaminy C przeznaczony do każdego rodzaju skóry - Power 10 Formula VC Effector.

Opakowanie:
Ładnie wygląda, prawda? Krem wodny (a raczej zgodnie z wyglądem i lokalizacją w sklepie internetowym - serum) azjatyckiej marki It's Skin jest zapakowane w śliczną szklaną buteleczkę z pipektką. Sama pipeta jest wygodna, można nią nabrać zarówno mniejszą, jak i większą ilość kosmetyku.


Podoba mi się również plastikowa nakładka zapobiegająca przypadkowemu używaniu pipety (na pewno przyda się w podróży). Z boku buteleczki, czego nie udało mi się ładnie uchwycić na zdjęciu, znajduje się podziałka odmierzająca zużycie produktu - moim zdaniem jest zupełnie zbędna, bo buteleczka jest przezroczysta i doskonale widać zużycie.

Zapach:
Delikatny. Produkt pachnie jak wymieszane cytrusy z rutinoscorbinem ;) No, ale sam zapach nie jest drażniący i znika po aplikacji.

Konsystencja:
Przyzwyczaiłam się do gęstego serum Babuszki Agafii. Odkręcam, wyjmuję pipetkę z opakowania... I jestem w szoku.


Tak rzadkiego kosmetyku jeszcze nie miałam. Nakładając na palce - ścieka między nimi. Hmmm może zadziała pozytywnie na moje łózko albo podłogę, co myślicie? Chcąc zaaplikować to cudo bezpośrednio na twarz musiałabym na moment zamienić się w leżącą mumię egipską, bo prędzej ścieknie mi to na nogi niż zdążę rozsmarować ten kosmetyk na twarzy. Przed każdą aplikacją byłam lekko zestresowana (na czym wyląduje tym razem), a po aplikacji zła, że część produktu się marnuje. I nie pomaga nakładanie mniejszej ilości, nawet mała kropelka spływa w tempie ekspresowym, a pipeta nie ma precyzji pipety automatycznej i nie odmierza mikroilości kosmetyku. Dodatkowo (co możecie zaobserwować na dwóch poprzednich zdjęciach) kosmetyk zbiera się na zewnętrznej części pipety, skąd również ścieka :/ Na domiar złego skóra klei się niemiłosiernie przez dłuższą chwilę po aplikacji. Tak wygląda kropla kremu/serum jakąś sekundę po nałożeniu na dłoń.


Widzicie, jakie to rzadkie? Dosłownie, jak woda. Może to jednak krem wodny, a nie serum?

Działanie:
Od razu uprzedzam - w tym punkcie czeka Was wywód wściekłego chemika.
Abstrahując od tego, co witamina C ma za zadanie zdziałać w naszej skórze zajmę się raczej analizą, czy ona w ogóle jest w tym kosmetyku.
Na samym początku zirytował mnie brak składu zarówno na opakowaniu, jak i na stronie internetowej sklepu. Na opakowaniu znajdziemy raptem kilka koreańskich znaczków, które pewnie też nie są składem (a jeśli są to dlaczego dystrybutor nie zadał sobie trudu ich przetłumaczenia? Chyba powinien). Na szczęście jest wujek Google (o czym później), ale jaką mam gwarancję, że znaleziony skład jest identyczny z tym, co znajduje się w mojej buteleczce?
Idziemy dalej. Jak pewnie wszystkie wiecie witamina C jest rozpuszczalna w wodzie, jednak większość jej stabilnych form stosowanych w kosmetykach (np. palmitynian askorbylu czy tetraizopalmitynian askorbylu) są rozpuszczalne w tłuszczach. W tym momencie nazwa "krem wodny" przestała mi się podobać, gdyż jednym z warunków stabilności i efektywności działania tych związków jest  formuła kosmetyku o małej zawartości wody lub jej całkowicie pozbawiona. Hmmm, krem wodny chyba, jak sama nazwa wskazuje, bazuje na wodzie? Ok, jest jeszcze forma witaminy C (SAP - sól sodowa fosforanu askorbylu), która jest rozpuszczalna w wodzie, co by miało sens w przypadku kremu wodnego. Szybki rzut oka na skład i przypuszczam, że powinnam mieć do czynienia z formą rozpuszczalną w tłuszczach (pytam po raz kolejny - krem WODNY???). Chemik tak łatwo się nie poddaje! :) Pierwsze dwa związki są stabilne przy pH w okolicy 3, a SAP przy pH 6.5-8. Papierek wykazał pH kosmetyku w okolicy 5 - więc ani jedno, ani drugie nie pasuje. Po raz kolejny mam wątpliwości dotyczące obecności witaminy C w tym produkcie, która może cokolwiek zdziałać. Pomijam już kwestię obecności związków chelatujących, które "bronią" witaminę przed jonami metali - w znalezionym składzie ponoć takowy występuje. Analizuję dalej -  dla zachowania stabilności witaminy C powinno się chronić ją przed światłem. A co my tutaj mamy? Przezroczystą buteleczkę! :) Jeszcze dalej - wysoka temperatura wpływa negatywnie na pochodne witaminy C, należy więc trzymać produkt w lodówce - czy gdziekolwiek była informacja na ten temat? Nie. Jestem więc prawie pewna, że jeśli witamina C jest w tym produkcie (eee była?), to i tak nie ma większych szans zadziałać.

Ok, koniec wywodu. Czas na opis tego, co krem (serum?) zdziałał na mojej skórze. Na sklepowej stronie produktu można znaleźć obietnice producenta:
"VC Effector stworzone na bazie zielonej herbaty i witaminy C. Witamina C występuje naturalnie w skórze, jednak pod wpływem promieniowania UV oraz szkodliwych czynników z zewnątrz szybko się rozkłada. Dzięki odpowiedniej formule kremu nie tylko dostarczamy skórze witaminy C, ale i wzmacniamy barierę ochronną skóry, która nie pozwoli na rozpad tego dobroczynnego składniku.
Działanie witaminy C:
- stymuluje syntezę kolagenu w skórze,
- poprawia jej elastyczność,
- spłyca drobne zmarszczki,
- delikatnie złuszcza i rozjaśnia skórę,
- hamuje produkcję pigmentu (przebrawień, piegów),
- poprawia barierę lipidową naskórka dzięki czemu skóra staje się bardziej odporna na czynniki zewnętrzne i lepiej nawilżona
- działa łagodząco i przeciwzapalnie
- wspomaga gojenie drobnych uszkodzeń skóry
- wzmacnia odporność skóry
- wspomaga ochronę przed promieniowaniem UV
- zmniejsza zaczerwienienia skóry
- zapewnia efekt promiennej cery, pełnej blasku
Ekstrakt z zielonej herbaty – działa ściągająco, ochronnie, łagodząco, bakteriobójczo oraz nawilżająco"

Patrząc na powyższy opis, moja skóra powinna teraz być piękniejsza niż kiedykolwiek! Jak było w rzeczywistości? Beznadziejnie! Każdorazowe użycie produktu powodowało u mnie wysyp bolesnych, podskórnych gul na całej twarzy. Odstawienie produktu poprawiało stan skóry. Dałam mu łącznie 3 szanse, każdą dłuższą, i za każdym razem efekt był ten sam. Chciałam zauważyć, że odkąd udało mi się ogarnąć kwestię trądziku moja skóra prawie w ogóle nie ulega zapychaniu, właściwie od kilku lat nie widziałam mojej skóry w takim stanie.

Wydajność:
Średnia, ze względu na fatalną konsystencję.

Skład:
Na opakowaniu i stronie Urban Cupid - widmo!
Na jednym blogu znalazłam taki oto skład:
Water, Butylene Glycol, Glycerin, Polyglutamic Acid, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Ascorbyl Tetraisopalmitate, Methylparaben, Triethanolamine, Carbomer, Camellia Sinensis (Green Tea) Extract, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Chlorphenesin, Fragrance, Disodium EDTA.

Na pierwszym miejscu woda, a witamina C w formie tetraizopalmitynianu askorbylu rozpuszczalnego w tłuszczach, więc jestem niemalże pewna, że ten produkt nie może wiele zdziałać.
Pozostałe składniki:
Butylene Glycol - stabilizator witaminy C
Glycerin -  hydrofilowa substancja nawilżająca
Polyglutamic Acid - zatrzymuje wilgoć w skórze
PEG-60 Hydrogenated Castor Oil - emulgator o/w
Methylparaben - konserwant
Triethanolamine - regulator pH
Carbomer  - zagęstnik
Camellia Sinensis (Green Tea) Extract - ekstrakt z zielonej herbaty, również stabilizujący witaminę C
Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer - zwiększa lepkość i stabilizuje emulsję
Chlorphenesin - konserwant
Disodium EDTA - substancja chelatująca

Niby mamy EDTA, zieloną herbatę i glikol butylenowy, ale ilość wody, zbyt wysokie pH i przezroczysta buteleczka nie podobają mi się.

Podsumowanie:
Nie wiem, czy trafiłam na jakiś felerny produkt, ale u mnie w ogóle się nie sprawdził i nie polecam go nikomu. W dodatku bardzo nie podoba mi się brak składu, powinien być na opakowaniu, a nie do wyszukiwania w Googlach. Dodatkowo sprzeczna nazwa - niby to krem, ale jednak serum... a może faktycznie krem? Nie lubię takich niejasności.

+ ładne opakowanie...
- ...które nie nadaje się do kosmetyku z witaminą C
- rzadka konsystencja
- lepi się po aplikacji
- - -zapycha na maxa
- nie działa

Tym samym znalazłam bubla roku!





Wracam do lektury mojej receptury kosmetycznej :)

Miłego wieczoru!

PODPIS

sobota, 9 listopada 2013

Denko

Witajcie!

W końcu zebrałam się i obfociłam denko. Niektóre puste opakowania zalegały u mnie od lipca, więc na dobrą sprawę nie mam czym się pochwalić w kwestii sukcesywnego zużywania.


W tym czasie udało mi się zużyć:
3 żele pod prysznic Balea
Bardzo je lubię - są wydajne i pięknie pachną, a także nie wysuszają skóry. Recenzowałam je tu i tu.
Ogólna opinia: 4+
Czy kupię ponownie: Tak
Następca: Kolejny żel Balea :)

Lactacyd Femina
Bezkonkurencyjny produkt do higieny intymnej.
Ogólna opinia: 5
Czy kupię ponownie: Tak
Następca: Ten sam produkt

Szampon do włosów Green Pharmacy Łopian większy
Dobrze oczyszczał włosy i zmywał oleje. Pełna recenzja znajduje się tutaj.
Ogólna opinia: 4+ (po wypróbowaniu nowego szmaponu mój zachwyt GP minimalnie się zmniejszył).
Czy kupię ponownie: Tak
Następca: Szampon pomarańcza i chilli Love2Mix Organic

Odżywka do włosów Garnier Olejek z awokado i masło karite
Osławiona odżywka, która u mnie średnio się sprawdziła. Więcej na jej temat przeczytacie w tym poście.
Ogólna opinia: 3
Czy kupię ponownie: Nie
Następca: balsam na łopianowym propolisie Receptury Babuszki Agafii

Odżywka do włosów Aussie 1 minute miracle deep color treatment
Użyłam 3 razy i resztę zostawiłam mamie. Mama była zadowolona, ja nie widziałam efektów.
Ogólna opinia: Moja 2, mamy 4
Czy kupię ponownie: Nie
Następca:  balsam na łopianowym propolisie Receptury Babuszki Agafii

Żel do włosów  Joanna Cool Look żel megamocny
Średni żel. Zużyłam, ale nic mi nie urwał.
Ogólna opinia: 2
Czy kupię ponownie: Nie
Następca: Na razie brak

Micel AA wrażliwa natura
Całkiem fajny micel, dobrze zmywa makijaż. Recenzowałam go tutaj.
Ogólna opinia: 4+
Czy kupię ponownie: Tak
Następca: Micel Bourjois

Płyn do płukania ust Listerine Zero 
Miałam nadzieję, że pozbawiony alkoholu Listerine ma lepszy smak od klasycznych wersji. Nie ma :(
Ogólna opinia: 1
Czy kupię ponownie: Nie 
Następca: Colgate Plax bezalkoholowy

Krem do rąk  Garnier Intensywna regeneracja
Dobry krem, nieźle nawilża wiecznie wysuszone ręce chemika. Mimo wszystko dalej szukam ideału :)
Ogólna opinia: 4
Czy kupię ponownie: Możliwe
Następca: Błyskawicznie nawilżający krem Nivea

Regenerujące masło do ciała AA Ciało wrażliwe Kakaowa Symfonia
Całkiem fajne masło do ciała, chociaż nie jest pozbawione wad. Link do pełnej opinii na jego temat.
Ogólna opinia: 3+
Czy kupię ponownie: Możliwe
Następca: balsam Palmer's Cocoa Butter Formula

Peeling do stóp z kwasami TonyMoly Shiny Foot
Rewelacyjny produkt, efekt był fantastyczny. Po więcej zachwytów zapraszam tutaj :)
Ogólna opinia: 5
Czy kupię ponownie: Tak 
Następca: Na razie brak

W tym samym czasie zużyłam jeszcze mały słoiczek olejku kokosowego i krem Tołpy, ale opakowania nie załapały się na zdjęcie ;)

Oby następne denko było większe!

Miłego wieczoru,

PODPIS