Witajcie!
Rok prawie za nami, więc czas na kolejną porcję kosmetycznych podsumowań. Post jest długi, zdjęć sporo, a co za tym idzie - grono ulubieńców jest naprawdę pokaźne! Bardzo się cieszę, że część tych fantastycznych produktów odkryłam właśnie dzięki Wam. W zestawieniu znalazło się kilka kosmetyków znanych (i lubianych) od lat, a także sporo nowości. Wspólnym mianownikiem jest mój zachwyt nad nimi przez mniejszą bądź większą część roku... i fakt, że mogę je polecić każdej z Was, o ile jeszcze ich nie znacie. Jesteście ciekawe, co zawładnęło moim kosmetycznym sercem w tym roku? Nie trzymam Was już dłużej w niepewności!
Podobnie jak w przypadku odkryć 2013 zacznę od
pielęgnacji.
W kategorii oczyszczanie twarzy bezkonkurencyjnie wygrało mydło
Savon Noir.
Podbiło moje serce (a raczej twarz) za rewelacyjne właściwości oczyszczające i bezproblemowe zmywanie nawet podkładów, baz czy BB kremów naszpikowanych silikonami.
Pora na kremy do twarzy. Tegorocznymi hitami (i odkryciami zarazem) są kremy marki
Sylveco.
Ich
lekki krem brzozowy dba o skórę mojej twarzy w dzień, a na noc używam tłustego i ekstremalnie nawilżającego
kremu brzozowo-nagietkowego z betuliną. Jest rewelacyjny i dzięki niemu Savon Noir nie przesusza mojej twarzy.
To nie koniec produktów Sylveco!
Ich
rokitnikowa pomadka ochronna o zapachu cynamonu okazała się najlepszym nawilżaczem ust, jakiego używałam w mijającym roku.
Następną kategorią produktu, absolutnie niezbędnego w każdej łazience ;), jest... samoopalacz!
Niestety jestem osobą "obdarzoną" innym kolorem każdej części ciała. Pech chciał, że twarz jest zawsze jaśniejsza od reszty... co wygląda śmiesznie.
Collistar Magic Drops pomaga mi delikatnie wyrównać koloryt - bez plam, pomarańczki i smug.
Przechodzimy do pielęgnacji ciała. Na początek oczyszczanie i bezkonkurencyjne żele
Balea.
Wypróbowałam różne zapachy -
tropikalne,
kokos, brzoskwinia, aloes.... Wszystkie są świetne, mam ochotę na więcej! :)
Czas na peeling. W tym roku najlepszy okazał się ten marki
Palmer's.
Cocoa Body Scrub dostałam go na jednym ze spotkań i zachwycił mnie od pierwszego użycia. Na pewno kupię kolejne opakowanie!
Pod prysznicem przyda się również coś do golenia np. rewelacyjny żel
Balea.
Rasiergel pachnie obłędnie, jest wydajny, nadaje świetny poślizg maszynce i nie wysusza skóry - czego chcieć więcej?
Najlepszym balsamem do ciała okazał się również
Palmer's.
Cocoa Butter Formula pięknie pachnie i doskonale nawilża skórę, nawet bardzo suchą.
Latem skóra potrzebowała ukojenia. Przyniosły je dwa aloesowe kosmetyki.
Żel
Vaseline Aloe Fresh nawilżał i chłodził ciało po opalaniu, a mgiełka
Sun Ozon Apresspray doskonale sprawdzała się jako szybki, plażowy nawilżacz.
W dziedzinie pielęgnacji ciała zostałam oczarowana przez suche olejki.
Najlepszym z najlepszych jest
Nuxe Huile Prodigieuse Or migoczący setkami delikatnych drobinek - cudo! Jest idealny na lato i nadchodzący karnawał.
Hitem ostatniego roku są kwasoskarpetki.
Te marki
Tony Moly -
Shiny Foot na pewno kupię ponownie, byłam zachwycona efektem.
Koniec z pielęgnacją ciała, czas przejść nieco wyżej... do włosów. W tej kategorii prym wiodą dwa rosyjskie produkty.
Ulubionym szamponem został
Love2Mix Organics.
Wariant z pomarańczą i chilli wspaniale pachnie, dokładnie oczyszcza włosów i nie wysusza ich, a także nie plącze nadmiernie.
W kategorii odzywek wygrywa
balsam Receptury Babuszki Agafii na łopianowym propolisie.
Nawilża i wygładza włosy oraz sprawia, że są przyjemnie sypkie. Po pierwszym użyciu nie mogłam przestać ich dotykać, a normalnie tego nie robię :P
Ostatnim włosowym hitem jest polski jedwab do włosów.
Jedwab w płynie Green Pharmacy to jeden z najlepszych produktów tego typu, jaki miałam (a było ich wiele).
Koniec produktów do pielęgnacji, nadeszła pora na kolorówkę :)
Na początek fundament makijażu - podkłady.
Genialny podkład
Revlon Colorstay, koniecznie dla skóry suchej i normalnej. Można nim uzyskać krycie od delikatnego do mocnego, jest dostępny w wielu kolorach i wygląda na twarzy naturalnie, nie tworzy efektu maski. Uwielbiam go!
Kolejny raz do ulubieńców trafia świetny, lekki
Bourjois Healthy Mix, którego używam podczas cieplejszych pór roku. Mam już kolejną butelkę, tym razem nowej wersji - oby była równie dobra!
A jeśli nie podkład... to może azjatyckie kremy BB?
Stary, dobry ulubieniec -
Missha Perfect Cover i dwie tegoroczne nowości - lekki, ciemny i niewybielający (hurra!)
Skinfood Good Afternoon Peach Green Tea BB i jaśniejszy, ale nieziemisty
Etude House Precious Mineral BB cream.
Niewiele zmieniło się też w kategorii korektorów... a raczej kamuflaży.
Kółeczko Kryolan dzielkie maskowało wszystkie niespodzianki :)
Pora na jedną z bardziej lubianych przeze mnie kategorii - wszelkiej maści pudry!
Nieskazitelny mat zapewniał mi puder
Inglot z nowej serii
3S.
Doskonale matuje skórę i nie zmienia jej koloru. W założeniu jego żółtawy odcień ma neutralizować zaczerwienienia, ale prawdę mówiąc nie sprawdzałam, jak sobie radzi w tej roli ;)
Od lat jestem wierna
Meteorites Guerlain.
Prasowana wersja jest wspaniała - pięknie wykańcza makijaż, ładnie matowi skórę, jednak bez płaskiego efektu, i sprawia, że buzia twarz wygląda na wypoczętą. Mój zachwyt spotęgował mój ojciec, który na bezcłówce po 6(!) latach polowania w końcu dorwał beżowe kulki, które również z miejsca podbiły moje serce.
Ostatnim genialnym pudrem są słynne pryzmy
Givenchy.
Lubię
Prisme Libre za delikatne ujednolicanie kolorytu twarzy i naturalny efekt. No i są nie do wykończenia!
Pozostając w tematach pudrowych pora na róże, bronzery i rozświetlacze.
W pierwszej kategorii bardzo polubiłam mój majowy łup - róż
M.A.C
Mineralize Blush w kolorze Dainty idealnie współgra z moją karnacją, jestem nim zachwycona!
Kolej na różo-bronzer i bronzer, czyli starych znajomych od
Benefit ;)
Dallas to drugi, obok Dainty z ulubionych róży do policzków. Używam ich na zmianę.
Hoola jest bronzerem idealnym - bez najmniejszej nutki pomarańczu!
Jednym z odkryć drugiej połowy roku, które zasłużyło na swoje miejsce w ulubieńcach jest rozświetlacz
The Balm.
Mary-Lou Manizer ma szampański odcień i rozświetla wszystko, co tylko chcemy bez efektu bombki choinkowej. Ideał!
Tyle jeśli chodzi o makijaż twarzy, pora przejść do oczu.
Ogromna ilość zajęć i poranne wstawanie skutecznie zniechęcały do starannego makijażu cieniami Inglot i Kobo.
W tym roku musiały ustąpić genialnym
Color Tattoo od
Maybelline. Na zdjęciu moje ulubione - Pink gold, On and on bronze, Everlasting navy i Permanent Taupe.
W zestawieniu nie mogłam pominąć wodoodpornych kredek do oczu, które naprawdę są nie do zdarcia!
Jako cienie i klasyczne kredki służyły mi
Jumbo liner 12HR wear od
Sephory w odcieniach Bronze, Green, Copper i Silver.
Najnowszy nabytek (z listopada) - dwie
Bourjois Color Clubbing Waterproof podbiły moje serce już w Rossmannie. Wybrałam wtedy Bleu neon i Loving green i strasznie ubolewam nad brakiem szarej, w Super-Pharm też są już wykupione :(
Klasyczny makijaż rzęs chętnie wykonywałam jedną z nowości marki
L'Oreal.
Tusz
False Lash Wings spełnił moje oczekiwania. Po jego wykończeniu wróciłam do starego faworyta - Diorshow Iconic, jednak w 2013 to L'Oreal wiódł prym na moich rzęsach.
Kiedy miałam ochotę na odrobinę koloru chwytałam za letnią nowość
Maybelline.
Colossal Color Shock o odcieniu Electric teal daje widoczny turkus nawet na moich czarnych rzęsach. Uwielbiam go!
Następnym produktem w zestawieniu jest liner marki
Rimmel.
Niech Was jednak nie zmyli nazwa!
Waterproof Gel Eyeliner dzielnie służy mi... do podkreślania brwi, z czym radzi sobie fantastycznie.
Na koniec zostawiłam moje ulubione mazidła do ust. W tym roku wypróbowałam ich wiele, ale do ulubieńców trafiła garstka.
Na początek moje faworytki od lat - szminki
M.A.C.
Najbardziej lubię właśnie te trzy - matową
Mehr, satynową
Viva Glam II i moją ukochaną matową
Russian Red. Czuję, że kolekcja będzie rosnąć wraz z kolejnymi wizytami w UK ;)
Kolejne "stare znajome" to pomadki Rimmel.
W minionym roku z gamy
Lasting Finish najczęściej nosiłam 105 (
matowa seria Kate Moss), Paradise i Drop of Sherry. Ciekawe, które będą moimi ulubionymi w 2014 roku?
Następnymi pomadkami, które podbiły moje usta w minionym roku są letnie nowości proponowane przez
Maybelline.
Pomadki
Color Whisper polubiłam tak bardzo, że od razu kupiłam sobie aż trzy! Nie wiem, którą lubię najbardziej - nudziakową
Mocha muse, pomarańczową
Orange attitude, czy różową
Rose of attraction.
Najtrudniej było mi wybrać faworytkę wśród modnych w tym roku pomadek w kredce.
Ostatecznie zwyciężyła
Astor Soft Sensation Lip Butter w kolorze
Loved up, która niezwykle często gości na moich ustach.
Pozostając w nudziakowym nastroju pora na kolejną stosunkowo nowa pomadkę w moich zbiorach.
Czerwona
L'Oreal Rouge Caresse kompletnie się u mnie nie sprawdziła, ale jej beżowa siostra Nude Ingenue jest fantastyczna.
Ostatnim naustnym hitem tego roku były lakiery do ust. Mnie najbardziej zachwyciły te od
L'Oreal.
Shine Caresse w kolorach
Juliet i
Lolita to fantastyczne produkty, trzeba jednak uważać na odcienie płatające psikusy.
Na sam koniec akcesoria, a raczej (nieco stuningowany) zestaw podróżny pędzli
Sunshade Minerals.
W tym roku sporo czasu spędziłam poza domem i zestaw spisał się idealnie!
Ufff, dobrnęłam do końca :) Biegnę zobaczyć Waszych ulubieńców, a potem spakować się na sylwestrowy wypad w góry :)
Pozdrawiam,