Moje uwielbienie do mazideł do ust marki Rimmel jest już chyba wszystkim znane.
Dzisiaj mam dla Was niespodziankę! Niestety trafiłam na błyszczyk, który jest tak beznadziejny, że brakuje mi słów (czyżby wyjątek potwierdzający regułę? ;) ).
Chcecie się dowiedzieć co to za osobnik i dlaczego miłości z tego nie będzie?
Zapraszam do lektury postu :)
Opakowanie:
Bardzo prosto można je opisać jednym słowem - wielkie. Chyba nigdy nie miałam mazidła do ust w tak ogromnym opakowaniu, słowo daję. Jest ono dosyć wygodne podczas malowania ust, jednak zajmuje trochę miejsca w torebce, a fanki noszenia błyszczyków w kieszeni w ogóle mogą o tym zapomnieć.
Rimmel szczycił się nowatorskim aplikatorem, który niby ma pozwalać na pomalowanie ust, bez jego kilkukrotnego wkładania do buteleczki. Aplikator ten jest gigantyczny! Zobaczcie same:
Aplikator z boku:
Aplikator z góry:
Myślicie, że wcale nie jest taki wielki, jak mówię? Popatrzcie na porównanie jego rozmiaru z aplikatorem Stay Glossy, który moim ma zdaniem idealny rozmiar:
Widzicie różnicę? Aplikator jest o wiele za duży, przez co nabiera na siebie monstrualną ilość błyszczyka. W dalszej części postu pokażę Wam zdjęcia, na których doskonale widać, ile znajduje się na nim kosmetyku! Dodatkowo wpływa to na zmniejszenie wydajności kosmetyku. Używałam go raptem kilka razy, a zużycie już jest widoczne (patrz uważnie na pierwsze zdjęcie).
Zapach:
Błyszczyk pięknie pachnie cukrem waniliowym :) Zapach jest minimalnie wyczuwalny na ustach, bardzo przyjemny. Jest to największa zaleta tego produktu.
Konsystencja:
W tym miejscu mam mocno mieszane uczucia. Z jednej strony błyszczyk wydaje się być lekki i nawet monstrualna jego ilość, jaką nakłada ten "cudowny" aplikator, nie jest wyczuwalna na ustach. Z drugiej znowu błyszczyk klei się niemiłosiernie i to na tyle, że podczas otwierania ust słyszę wyraźny dźwięk ich rozklejania się (WTF?). Dziewczyny, jeśli pilnie potrzebujecie coś ze sobą skleić, a nie macie kleju pod ręką chwyćcie ten błyszczyk. Mam dziwne wrażenie, że sprawdzi się niewiele gorzej od Kropelki ;)
Nienawidzę klejących się błyszczyków, a ten jest pod tym względem najgorszym z najgorszych! O zgrozo kupiłam go latem (dlaczego nie było mojego Stay Glossy, dlaczego?), pomalowałam w domu usta i poszłam do samochodu. Ledwo do niego wsiadłam i zobaczyłam na ustach małą czarną kropkę. Dobrze myślicie - do moich ust przykleił się jakiś mały owad, ochyda! Całe szczęście, że mam w samochodzie zapas chusteczek i z prędkością światła zmazałam to paskudztwo z ust.
Kolor:
Posiadany przeze mnie 801 Goddes to ładny, ciepły odcień beżu, dostrzegam w nim trochę brzoskwini. I to właśnie on, a dokładnie spore podobieństwo do mojego ulubionego Stay Glossy (recenzja), przekonał mnie do zakupu tego produktu. Na ustach bardziej niż kolor widać klejący połysk, co zaraz same zobaczycie.
Pamiętacie zdjęcie gigantycznego aplikatora? Oto efekt, jaki daje na ustach cały błyszczyk, który owy aplikator nakłada jednorazowo na usta:
Tłuste usta, klejące i ociekające błyszczykiem - paskudztwo! Aczkolwiek dla niektórych moje usta pokryte tym błyszczykiem stanowią nie lada zaletę ;) Straszna gaduła ze mnie, a ze sklejonymi ustami nawet ja nie mam ochoty nic mówić ;)
Jeżeli uda nam się odsączyć nieco aplikator usta prezentują się o trzy nieba lepiej:
Szkoda, że wraz z mniejszą ilością produktu, nie traci on na kleistości :/
Trwałość:
Niezła, ale nic w tym dziwnego - jak już się przyklei do naszych ust to trudno go odkleić. Oczywiście do szklanek i jedzenia też się przykleja, a jakże ;) Tak bardzo nie lubię tego błyszczyka, że jego trwałość jest męczącą wadą.
Podsumowanie:
Jeżeli nie potraficie już dłużej słuchać Waszej koleżanki, kupcie jej ten błyszczyk. Gwarantuję oczekiwany efekt ;)
Moim zdaniem produkt jest fatalny. Miałam kiedyś (w gimnazjum? ) błyszczyk Vinyl Lip, do którego mam niezły sentyment - to był mój pierwszy błyszczyk :) Myślałam, że Vinyl Max będzie do niego podobny, niestety bardzo się zawiodłam. Mimo mojego uwielbienia dla Rimmelowych mazideł do ust, ten produkt będę omijać szerokim łukiem.
+ zapach
+ kolor
+ cena i dostępność
- wielkie opakowanie
- wielgaśny aplikator
- kleistość
- kleistość
- i jeszcze raz kleistość!
- paskudny efekt
- trwałość
- wydajność
Rimmelu za produkt niewarty nawet złotówki dostajesz dziś ode mnie 1,5, głównie za kolor, zapach i sympatię do marki, która w tym przypadku zawiodła na całej linii.
Idę zapomnieć o tym koszmarku i pomalować się Apocalips ;)
A jakie są Wasze największe błyszczykowe buble?
Pozdrawiam :)
monstrum ;o ja ogólnie lubię błyszczyki które się kleją, bo czasami wykorzystuje je jako kropelkę co sama napisałaś;D ten ma piękny kolor, ale fakt, za duży ...
OdpowiedzUsuńA na zdjęciach prezentował się ok :/
OdpowiedzUsuńJesli potrzebujesz intensywnej regeneracji rąk to polecam:
krem z Eveline :)
http://kobieca-strefa.blogspot.com/2013/01/eveline-cosmetics-krem-maska-do-rak-i.html
Jest naprawdę bardzo dobry!:)
Dzięki! Na chwilę obecną moim faworytem jest Isana z mocznikiem ale wierzę, że gdzieś czeka na mnie coś lepszego :) Chętnie wypróbuję ten Eveline :)
UsuńJa ogólnie bardziej wole pomadki , ponieważ w błyszczylach właśnie denerwuje mnie to że bardzo sie kleją;)
OdpowiedzUsuńCo to, to tak :) Też jestem wielką fanką pomadek, z błyszczyków regularnie używam tylko tego Stay Glossy i Shine Jewels Astora :) Czasem jednak instynkt testerki mnie wzywa i wychodzę z drogerii z nowym błyszczykiem. Na ten trafiłam przypadkiem i bardzo żałuję, że nie poszłam wtedy do innego Rossmanna - może tam byłby mój ulubiony Stay Glossy :(
UsuńTak czytam i czytam i aż się uśmiecham do monitora :)
OdpowiedzUsuńOgólnie powiem, że kolor ma śliczny i urzekł by mnie gdybym używała błyszczyków, aplikator faktycznie wielki, jakbyś nie pokazała porównania w życiu bym nie uwierzyła, że to taki olbrzym ;o
Powiem Ci, że mimo takiej opinii, zaciekawiłaś mnie tym błyszczykiem i tą jego kleistością :D
Ale pasuje do Ciebie i ślicznie wyglądają w nim Twoje usta!
Ale kleją się tak, że mimo koloru i zapachu nie mam najmniejszej ochoty go używać :/
UsuńTeż mi się nie podoba ;/
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się ten błyszczyk na ustach- bardzo sztucznie wygląda :(
OdpowiedzUsuńP.S. Masz bardzo ładną i przejrzystą formę posta :) do tego ładne zdjęcia :)
Pozdrawiam!
nienawidzę kleistych błyszczyków czy pomadek :/ jak mi się usta sklejają podczas mówienia to już wiem, że więcej go nie użyję
OdpowiedzUsuńJa tak samo :) Poświęciłam się tylko dla zdjęć do posta :P
UsuńFu, wygląda okropnie, a sklejanie ust brzmi przerażajàco, aż strach wyjść do ludzi. Nigdy aż takiego potworka nie miałam, w ogóle jestem bardziej szminkowa :)
OdpowiedzUsuńJa tak samo ;) Większość błyszczyków, które testuję, tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że moje serce i usta należą jednak do szminek :)
UsuńO patrz, a ja tę serię lubiłam swojego czasu :) Miałam kilka sztuk i miło mi się używało :D Ale trzeba przyznać, że aplikator jest OGROMNY!
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię, że umiałaś go normalnie używać :D
UsuńTen mleczny efekt jest okropny. Miałam błyszczyk z tej serii, ale we wcześniejszej wersji i nie wiedzieć czemu zaczął śmierdzieć. Więcej już nie kupowałam ich błyszczyków :P
OdpowiedzUsuńNo nie? Taki efekt kojarzy mi się z panienkami szukającymi przygód na dyskotekach ;) Zdecydowana większość z nich ma takie ociekające błyszczykiem usta, fuj!
UsuńUeh z tym owadem to naprawdę nieciekawa historia:/
OdpowiedzUsuńJa wgl. nie lubię błyszczyków, zwłaszcza klejacych. Zawsze muszę nosić do nich spięte włosy, bo mi się sztuczne wąsy robią :P
OdpowiedzUsuńDlatego wolę szminki :D Błyszczyków używam głównie w dni laboratoryjne na uczelni, bo wtedy mam spięte włosy ;)
UsuńSzkoda, że taki kiepski bo wygląda zachęcająco.
OdpowiedzUsuństraszny :(
OdpowiedzUsuńNo to kiepsko. Ja ostatnio sięgam po szmineczki:)
OdpowiedzUsuńJa wolę pomadki, przynajmniej się nie kleją ;) A myślałam, że będzie fajny ten błyszczyk.
OdpowiedzUsuń