Dzisiaj post dotyczący produktu, na który napaliłam się jak szczerbaty na suchary. Sądząc po Waszych komentarzach nad licznymi postami zapowiadającymi nowości Essence, nie jestem w tym odosobniona.
Wiele blogerek regularnie pokazuje zapowiedzi nowości i limitek Essence. Bardzo chętnie je oglądam i zazwyczaj jedynie marzę o produktach, których zakup pewnie nie będzie mi dany. Tym razem stało się inaczej. Poszłam do Super-Pharm w zupełnie innym celu i przechodząc do kasy spojrzałam na szafę Essence. Stała tam nowiutka limitka Vintage District, najwyraźniej ledwo wyłożona. Chwyciłam więc piękny niebieski liner i pobiegłam do kasy.
Wielu z Was nie udało się upolować w sklepie niebieskiego obiektu pożądania. Mam więc świetną wiadomość! Nie macie czego żałować i tym samym jesteście około 10zł do przodu :) Jeśli chcecie dowiedzieć się dlaczego, zapraszam do dalszej lektury :)
Opakowanie:
Zestaw składa się z linera i pędzelka, które są zapakowane w plastikowe, przezroczyste opakowanie. Dostępny był tester produktu, który przynajmniej teoretycznie powinien zniechęcić amatorki testowania pełnowartościowych produktów do grzebania palcami w opakowaniach przeznaczonych na sprzedaż.
Podoba mi się okrągły, półprzejrzysty (patrz zdjęcie pierwsze) słoiczek. Od razu widać, który kolor wyjmujemy z kosmetyczki. Na spodzie znajduje się naklejka w kolorze produktu z nazwą koloru, gramaturą i okresem przydatności do użycia:
Pędzelek lepiej wygląda, niż się sprawdza. Kreski owszem rysuje, jednak tylko grube i grubsze. Nada się za to idealnie do nakładania moich ulubionych kremowych cieni od Maybelline ;)
Konsystencja:
Gel eyeliner? Jaki żel ja się pytam! Liner posiada maślaną konsystencje, o wiele twardszą i bardziej zbitą od klasycznych linerów w słoiczkach tej samej marki, które nawiasem mówiąc uwielbiam. Chwilę po aplikacji wierzch kosmetyku wygląda na tłusty, a przecież to nowość, więc nie może być zepsuty :/
Sprawia trochę kłopotów przy aplikacji. Pierwsza warstwa jest średnio nasycona kolorem, a nałożenie drugiej ściera i rozmazuje pierwszą, zamiast dokładać koloru - ewidentnie coś jest tu nie tak.
Zapach:
Brak :)
Kolor:
Bardzo mi się podoba! Moim zdaniem jest to dosyć unikatowy odcień, biorą pod uwagę gamę kolorystyczną większości linerów (może w Inglocie/MAC jest podobny?).
W opakowaniu wygląda na nasycony kolorem:
Jak jest w rzeczywistości?
O wiele gorzej. W poprzednim punkcie wspominałam już o problemach z aplikacją produktu. Zobaczcie same, jak wygląda kreska tuż po aplikacji:
Zamknięte oko:
Otwarte oko:
Aparat miał spory problem ze złapaniem ostrości. Musicie mi wierzyć na słowo, że kolor na całej grubości nie jest równomierny, występują liczne prześwity. Wielka szkoda, bo sam kształt kreski bardzo fajnie rysuje się tym linerem. Gorzej z jej wypełnieniem i uzyskaniem pożądanego nasycenia kolorem :(
Trwałość:
Nazwa tego punktu jest jednym wielkim żartem z mojej strony. Trwałość? Jaka trwałość! Bardzo lubię linery właśnie dlatego, że przez cały dzień zostają dokładnie tam, gdzie je nałożyłam.
Ten produkt jest inny. Rozmazuje się z prędkością światła. Ledwo zrobiłam kilka zdjęć, a tam już niebieskie ksero na nieruchomej powiece. Oj nieładnie Essence, nieładnie!
Po 2 godzinach (dobrze, że spędziłam je w domu i wystraszyłam tylko mamę!) kreska wygląda tak:
Zamknięte oko:
Otwarte oko rodem z kiepskiego horroru:
Chcąc znaleźć pozytywne aspekty tego linera skusiłam się na test na dłoni. Napis (wykonany pędzelkiem z zestawu) prezentuje się następująco:
Nie wygląda źle, prawda?
Teraz zobaczcie, co z niego pozostało po lekkim(!) potarciu drugą dłonią:
W życiu nie trafiłam na tak nietrwały liner!
Podsumowanie:
Na koniec testów liner podsumował się sam ;)
Bardzo lubię linery tej marki ze stałej ofery, a ten zawiódł mnie na całej linii.
Nie wiem, czy jeszcze kiedyś skuszę się na jakiś limitowany, chyba zraziłam się na dobre.
+ kolor (w opakowaniu!)
+ cena
+/- dołączony pędzelek, który sprawdzi się w innej roli i do grubych kresek
- konsystencja
- efekt
- trwałość
- prześwitujący kolor na powiece
Parafrazując jury wielu programów rozrywkowych: Jestem na NIE!
Essence nie popisało się przy tym produkcie. Daję mu 1 punkt tylko ze względu na pędzelek, który przyda mi się do nakładania Color Tattoo ;)
Dalej żałujecie, że nie udało Wam się go kupić? ;)
Miałam liner od nich z innej limitki i moje odczucia były identyczne. Z tego powodu nigdy więcej nie kupię ;]
OdpowiedzUsuńJa tak samo!
UsuńMam FOCHa na Essence... Ale kilka nowości i tak kupię :P
no to teraz sie ciesze, ze nie udąło mi się go kupic;/ już gdzieś czytałam o jego słabej trwałości, szkoda bo kolor piękny;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie myślałam o Tobie pisząc tego posta, wiesz? Pamiętam Twój komentarz pod postem zakupowym, że nie umiałaś go dostać :) I tym razem najwyraźniej miałaś szczęście!
UsuńAaale bubel!
OdpowiedzUsuńTaki ładny kolor, a właściwości takie słabe... Wielka szkoda :/
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się nie sprawdził. Ma taki śliczny kolor. :)
OdpowiedzUsuńCzyli kosemtyk moze służyc tylko do malowania po łapkach ..a taki ma śliczny kolorek ,ze aż szkoda ,zę okazał się aż tak słaby!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Malinową Koleżankę ! :)
Właśnie to mnie najbardziej boli!
UsuńJakby to był zwykły czarny liner, jakich wiele, to trudno, kupię inny. A tu taki piękny kolorek i co? Gdzie ja znajdę identyczny :(
Nie potrafię malować kresek, ale już wiem, że gdybym kiedyś chciała je malować od tego kosmetyku będę trzymała się z daleka :(
OdpowiedzUsuńNo nieee.. Zobaczyłam pierwsze zdjęcia i myślę: kurczę, ale piękny znowu będę musiała wyskakiwać z gotówki bo już o nim nie zapomnę! A tu taka lipa. Mój portfel się cieszy
OdpowiedzUsuńMój jest na mnie śmiertelnie obrażony! Nie dość, że trochę go wyszczupliłam, to jeszcze kupiłam bubel - oj nie wybaczy mi tego, muszę kupić same fajne nowości :P
UsuńHahah nie no koniecznie i bez miejsca na pomyłkę! Być w stanie wojny z portfelem nie wróży nic dobrego :P
Usuńhmmm szkoda Wielka szkoda bo kolorek jest sliczny
OdpowiedzUsuńwspaniały kolor :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Marlenails
Kolorek linera piękny :) Szkoda tylko, że się nie sprawdził.
OdpowiedzUsuń