wtorek, 15 stycznia 2013

Styczniowy haul

Witajcie!

Tak jak Wam obiecałam dzisiaj pokażę kilka nowych styczniowych nabytków (no dobra, Hoolę kupiłam w ostatnich dniach grudnia) ;)


Jak widzicie na zakupach najbardziej skorzystały moje włosy :)

Zacznę od tego, czego jest tym razem najmniej - od kolorówki.
Na pierwszy ogień idzie wyczekana i upragniona Hoola. Bardzo długo miałam na nią chrapkę i ostatecznie skusiła mnie promocja w Sephorze -30% na całą kolorówkę. Tym sposobem kupiłam Hoolę w bardzo atrakcyjnej cenie 101,50zł (zamiast chyba 145zł) i dołączyła w mojej szufladzie do świątecznego prezentu - Dallas :) 


Piękna puszeczka jest prezentem od mojej dobrej koleżanki Justynki :) Nie macie pojęcia jaką radość sprawiła mi paczuszka-niespodzianka w skrzynce :D
Puszka kryje limitowaną, różaną wersję wazeliny do ust (wersję Creme Brulle opisałam tutaj) i ma wspaniały zapach różanego nadzienia do pączków :) Baaardzo apetyczny!


Kolejnym zakupem jest henna, a właściwie dwie, w żelu Refectocil. Wybrałam czarną i brązową, a dodatkowo kupiłam kilka akcesoriów (pędzelek, podkładki), które darowałam sobie na zdjęciu.
Pierwsze użycie za mną (oficjalnym testerem została moja babcia) i jestem bardzo zadowolona. Hennę wygodnie się nakłada i nadaje ładny, równy kolor (pomieszałam obydwa odcienie w stosunku 1:1). Bez problemu pokryła siwe włoski. Z czasem pewnie zaopatrzę się w więcej kolorów (na pewno kupię rozjaśniającą, jasno brązową i grafitową).


Kupiłam także aż jeden kosmetyk do ciała. Niedawno zdenkowałam krem do rąk Isana z mocznikiem i pilnie musiałam zaopatrzyć się w nowy krem. Niestety odwiedzenie trzech Rossmannów spowodowało u mnie nie lada złość - wszystkie Isany z mocznikiem zaginęły w tajemniczych okolicznościach i pilnie musiałam wybrać inny krem. Na szczęście z pomocą przyszła mobilna aplikacja KWC. Jeżeli jeszcze jej nie zainstalowałyście to gorąco Wam ją polecam! Aplikacja jest dostępna na Androida i Iphone. Zeskanowałam kody kreskowe kilku kremów i finalnie do koszyka trafił Błyskawicznie nawilżający krem Nivea. Mam nadzieję, że sprawdzi się co najmniej przyzwoicie!


Zakupy mniejszościowe już Wam pokazałam, więc najwyższy czas przejść do włosowych :D
Zacznę od produktu, o istnieniu którego nie miałam wcześniej zielonego pojęcia. Przy okazji zakupów hennowych znalazłam nabłyszczający olejek do włosów Kallos. Kosztował raptem 4zł, więc nic nie stało na przeszkodzie do zakupu. Użyłam tego produktu na razie dwukrotnie i powiem Wam, że póki co jestem zachwycona! Będę zdawała Wam relację z dalszego używania - mam nadzieję, że mój entuzjazm nie minie wraz z ubytkiem produktu w butelce ;) Na chwilę obecną mogę z czystym sumieniem pochwalić atomizer, dzięki któremu produkt trafia na sporą powierzchnię włosów. Obawiałam się wielkiego strumienia olejku skierowanego w jedno miejsce i, jak widać, bardzo się pomyliłam! Na razie jest to najmilsza niespodzianka, jaką sprawił mi Kallos w ciągu ostatnich miesięcy :)


Przechodząc obok sklepu Yves Rocher przypomniałam sobie o malinowej płukance do włosów, dosyć popularnej w blogosferze :) Chciałam najpierw wypróbować znacznie tańszą płukankę Marion, jednak mimo odwiedzenia wielu większych i mniejszych drogerii nie udało mi się jej nigdzie znaleźć.  Płukanka YR kosztuje jakieś 24-25zł i niestety jest oznaczona zieloną kropką, co oznacza, że nie obowiązują na nią kupony rabatowe itp. Miałam jednak szczęście, bo aktualnie płukanka jest w promocji i kosztuje ok 14zł (i tak sporo jak na 150ml), więc skusiłam się na butelkę. Ciekawe czy da jakikolwiek efekt na moich włosach ;)


Kolej na moje pierwsze kosmetyki od Green Pharmacy. Produkty tej firmy ostatnio zalały blogosferę, a promocja w Naturze dodatkowo zachęciła mnie do zakupu :) Kusiło mnie jeszcze masło do ciała z olejem arganowym i figą ale wspomnienie zapasów tego typu kosmetyków w mojej szafce skutecznie odwiodło mnie od jego zakupu ;)
Finalnie w koszyku wylądowały olejek łopianowy z czerwoną papryką oraz eliksir ziołowy w sprayu. Jeszcze nie miałam okazji wypróbować tych produktów ale jestem ich bardzo ciekawa. Widziałam sporo interesujących produktów tej marki, więc jeśli te dwa kosmetyki nie okażą się kompletną porażką, i tym samym nie zrażą mnie do Green Pharmacy, to na pewno zobaczycie na blogu kolejne produkty spod ich znaku ;)


Zakupy skromne, szczególnie na polu kolorówki :D Jestem z siebie dumna, że nic więcej mnie nie skusiło w ostatnim czasie :) Jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że udało mi się wykończyć kilka produktów (a kilka nietrafionych lub długo nieużywanych - wyrzucić), co oznacza, że za niedługo zobaczycie na blogu pierwsze post o kryptonimie DENKO :D


8 komentarzy:

  1. Ciekawe jak sprawdzi się eliksir z GP, czekam na opinię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko zobaczę jakieś efekty to na pewno podzielę się opinią :)

      Usuń
  2. czaję się już jakiś czas na tą płukankę z YR :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jestem bardzo ciekawa czy warto, bo w gruncie rzeczy tania nie jest... A próbowałaś Mariona?

      Usuń
  3. Mam eliksir do włosów wypadających i rzeczywiście działa rewelacyjnie ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)
Nie musisz umieszczać adresu swojego bloga - znajdę go w Twoim profilu.

Komentarze zawierające spam lub obraźliwe treści będą usuwane.