wtorek, 29 stycznia 2013

Pustynna przygoda

Witajcie!

Wiele lat temu (12?) byłam z rodzicami na wakacjach w Tunezji. Pojechaliśmy wtedy na dwudniową wycieczkę na Saharę,z  której piasek dalej stoi sobie w ładnych słoikach w domu ;)
Doskonale pamiętam przejażdżkę na wielbłądzie (100 razy wygodniejszym od słonia), piasek przyczepiający się do wszystkiego i fantastycznego przewodnika. Przewodnik ten był Tunezyjczykiem i nigdy nie uczył się specjalnie języka polskiego. Mimo tego przez kilka lat pracy z polskimi wycieczkami potrafił posługiwać się naszym językiem na tyle dobrze, żeby samodzielnie oprowadzać wycieczki. Czasem jednak brakowało mu jakiegoś słowa. Było tak szczególnie w przypadku opowiadania o działaniach Berberów przed rozprzestrzenianiem się pustyni. Na owe rozprzestrzenianie się Sahary sympatyczny Pan miał swoje słowo - "upustynienie".
Nie sądziłam, że kilkanaście lat później sama będę musiała się przed nim chronić.

Oczywiście nie przeprowadziłam się ostatnio ani w okolicę bezkresnych piasków Afryki, ani nawet w sąsiedztwo Pustyni Błędowskiej. Owa pustynia zagościła na moment na mojej twarzy. Winić za to nie mogę piasku, wiatru i palącego słońca, a jeden niepozorny żel do mycia twarzy. Prawdopodobnie część z Was już domyśla się o jakiego zawodnika chodzi ;)

Moje zakupy z Choisee przebiegły bezproblemowo. Dostałam zamówienie w miarę szybko, a jedyne czego mogłabym się przyczepić to odrobina wypsikanego w kopercie toniku różanego. Daty ważności okazały się w porządku ale po opiniach w blogosferze byłam mocno sceptycznie nastawiona do tych produktów. Trzeba się było w końcu przełamać i tym sposobem żel do mycia twarzy z lawendą i ylang ylang wylądował na mojej twarzy.


Zacznę od zapachu. Gdzie ta lawenda ja się pytam??? Chyba tylko w kolorze (będącym efektem dodania barwnika ;) )! Wielka szkoda, bo bardzo lubię ten zapach. Aromat żelu jest mocny i intensywny - domniemywam, że to ten ylang ylang. Sam zapach nawet przypadł mi do gustu, chociaż braku lawendy i tak nie odżałuję. Całe szczęście, że w przeciwieństwie do Dimipedii mój ylang ylang jest pozbawiony rękawic bokserskich bo nie boli mnie nos od wąchania żelu ;)

Wrażenia zapachowe nienajgorsze najwyższy czas nałożyć żel na twarz.
Podoba mi się jego konsystencja - ani za rzadka ani za gęsta, idealna.  Pompka wyciska odpowiednią ilość żelu potrzebną do umycia całej twarzy. Niestety po kilku użyciach dosyć sporo go było, jestem ciekawa na jak długo wystarczy.

na zdjęciu pół pompki żelu
Nakładam żel na buzię i myję. Produkt delikatnie się pieni i całkiem nieźle oczyszcza twarz. Wygląda na to, że nieźle spełnia swoje zadanie.
Niestety w momencie zmywania nie jest już tak różowo. Żel niemiłosiernie szczypie w oczy! Żeli do mycia twarzy używam od kilkunastu lat, szamponów do włosów od zawsze i wierzcie mi na słowo - żaden inny produkt nie powodował aż takiego dyskomfortu!

Zmyłam, wytarłam oczy i nic nie zapowiadało tragedii.
Wieczorem znowu umyłam twarz, i rano, i wieczorem, i rano, i wieczorem...

Po 2-3 dniach uznałam, że coś jest nie tak. niby skóra była gładka i odświeżona ale coś mi w niej nie grało. Po kolejnych 2 dniach byłam już pewna co. Ten żel powolutku, pocichutku zbliżał wygląd mojej skóry do piasku a stopień jej nawilżenia do wilgotności na Saharze! wróciłam na kilka dni do poprzedniego żelu i problem zniknął, L'Orealowski Nutri Gold przywrócił skórę do normalnej kondycji.
Wystarczyło jednak nieco zmienić codzienny rytuał i używać żelu Choisee nie częściej niż raz dziennie i problem upustynienia mojej twarzy nie wraca.

Czas rzucić okiem na skład. Wbrew reklamie Choisee wcale nie jest on naturalny ;)
Aqua - woda
Sodium Laureth Sulphate - detergent
Cocoamaqua - ??? Google i moje książki z chemii kosmetycznej wymiękły.
Laureth Sulphate - detergent
Cocoamido Propyl Betaine - detergent (gocoamidopropyl, bez spacji)
PEG -7 - humektant
Glyceryl Cocoate - surfakant
Cocamide Dea - stabilizator piany
Glycerin - humektant
Ananas Comosus Fruit Extract - ektrakt z ananasa o działaniu lekko złuszczającym i nawilżającym
Aloe Barbadenis Leaf Juice - ekstrakt z liści aloesu (ciekawe czy ze szkodliwą skórką) o działaniu nawilżającym
Lavandula Angustifilia Oil - olejek lawendowy o działaniu antyseptycznym i przeciwzapalnym (btw AngustifOlia, a nie Angustifilia ;) )
Azadirachta Indica Leaf Extract - sok z miodli indyjskiej o działaniu leczniczym, odkażającym
Kurkuma Oil - olej kurkumowy o działaniu antyoksydacyjnym
Hydroxypropyl - stabilizator emulsji? (a nie brakuje Cellulose  w składzie?)
Methyl Cellulose - stabilizator emulsji i subtancja filmotwórcza
Mathylparaben - konserwant
Propylparaben - konserwant
Phenoxyethanol - konserwant
EDTA - pomaga zachować czystość i zapobiega jełczeniu kosmetyków
CI 60725 - barwnik

Jak widać nie dość, że naturalnych produktów nie ma zbyt wiele to jeszcze skład zawiera sporo błędów, co moim zdaniem jest niedopuszczalne! Dodatkowo zawiera SLS, którego wiele z Was unika.

Podsumowując:
+ opakowanie z pompką
+ właściwości oczyszczające
+ konsystencja
+/- zapach
- wydajność
- szczypanie w oczy
- wysuszanie skóry na wiór
- błędy na liście składników!

Tym samym żel ostatecznie dostaje ode mnie




Jestem niemalże pewna, że już więcej nie kupię tego produktu.
Spodobało Wam się cokolwiek z Choisee?

Pozdrawiam,


10 komentarzy:

  1. mam go..ale jakoś nie ciągnie mnie do używania go. :) zapach baaardzo nienaturalny więc się boje. Twoje opinia podziela moje obawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też spodziewałaś się pięknego aromatu naturalnej lawendy? :(

      Usuń
  2. Czemu mnie to nie dziwi... ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się prawie skusiłam na zakupy tam, całe szczęście się powstrzymałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę Ci tym tunezyjskich wspomnień ;) Kosmetyku nie miałam, bo całe szczęście nie załapałam się na promocję :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc drugi raz raczej się tam nie wybiorę - jest wiele ciekawszych (i czystszych ;) ) miejsc ;)

      Usuń
  5. Nie używałabym go już do twarzy, bo bym się bała. Już prędzej jako mydło do rąk :(

    Ja pokusiłam się tylko na mydła w kostce, ale nie te glicerynowe. I one akurat sprawują się fajnie. Jedna z niewielu rzeczy, które faktycznie był tam naturalne. Skład mają bardzo fajny. Mój S, używał jednego do twarzy i był bardzo zadowolony, a ma okropnie przesuszoną i problematyczną skóre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma źle, raz na dwa dni go używam i nie robi już źle mojej buzi ale za błędy w składzie mój chemiczny mózg powinien skreślić ten produkt z góry ;)

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)
Nie musisz umieszczać adresu swojego bloga - znajdę go w Twoim profilu.

Komentarze zawierające spam lub obraźliwe treści będą usuwane.