sobota, 22 grudnia 2012

Przydymiony żart od Maybelline

Witajcie!

Jakiś czas temu pisałam Wam, że mimo mojego uwielbienia do firmy Maybelline z czasów gimnazjalnych, aktualnie te kosmetyki częściej mnie rozczarowują niż zachwycają. Mimo kilku przyzwoitych produktów ( w tym mojej nowej długotrwałej pomadki - recenzja już wkrótce) dzisiaj przedstawię Wam kolejny, w dodatku podwójny, bubel. Jesteście ciekawe co to takiego?
Kredki Master Smoky. Kupiłam je w promocji w Super-Pharm za 6 czy 7zł i po testach wcale nie dziwię się, że były takie tanie. Wręcz przeciwnie - czuję, że wyrzuciłam kilkanaście złotych w błoto.
Zacznę od początku. Kredki są dostępne w 3 odcieniach - czarnym, brązowym i granatowym. Wybrałam brąz ( Smoky Chocolate) i granat (Smoky Navy). Kredki są grube, jednak nie sposób doszukać się ich gramatury na opakowaniu.  Samo opakowanie podoba mi się - jest w kolorze kredki i do tego ma przezroczystą zatyczkę, więc bez problemu można znaleźć poszukiwany odcień.


Po drugiej stronie jest całkiem spora gąbka, z założenia mająca służyć rozmazaniu kredki i uzyskaniu efektu smoky eyes.


Kolory:
Brązowa kredka ma malutkie złote drobinki, które są niewidoczne na oku. Po aplikacji wygląda na matową czekoladę. Granatowa ma piękny, lekko metaliczny, odcień granatu - dokładnie taki, jaki lubię :)



Niestety na tym zalety kredek się kończą. Kolory, jakie widzicie na zdjęciach powyżej, wydają się nasycone i równomierne - i takie są, po nałożeniu ładnych kilku warstw.
Kredki są grube i fabrycznie zostały tak zatemperowane (widzicie te grubaśne płaskie końcówki na pierwszym zdjęciu?), że nadawałyby się chyba do narysowania kreski na oku słonia. Nie pozostało mi nic innego jak na dzień dobry je zatemperować. W tym momencie spotkała mnie pierwsza niemiła niespodzianka - kredki są tak miękkie, że dopiero za 3 razem (granatowa) i 5(!) razem (brązowa) udało mi się uzyskać przyzwoitej średnicy końcówkę bez jej złamania. Tym samym gratuluję Maybelline wypuszczenia na rynek najbardziej niewydajnych kredek do oczu, jakie kiedykolwiek znalazły się w moich rękach, a raczej moim koszu na śmieci. Straty podczas temperowania są tak duże, że nie mogę ich zaakceptować!

Po nerwach związanych z próbą uzyskania w miarę przyzwoitej końcówki przystąpiłam do rysowania kresek. Zdawałam sobie sprawę, że cienkiej kreski tymi kredkami nie narysuję jednak przyzwoity efekt w wewnętrznym kąciku oka uzyskałam za pomocą patyczka kosmetycznego, a nie kredki.
Ogólnie aplikacja to droga przez mękę - kredka nakłada się bardzo nierównomiernie, kolor nieładnie 'skacze' po powiece, przez co trzeba ładnych kilka(naście) razy narysować kreskę żeby uzyskać jakiś akceptowalny efekt. Oczywiście wacik jest niezbędny - tą kredką nie da się narysować prostej kreski, a kreski rysuję od prawie 10 lat i chyba umiem to zrobić nawet z zamkniętymi oczami. Niestety, kredką Maybelline tego nie dokonacie - wprawione ręce się zdenerwują, a nowicjuszki prawdopodobnie zrażą do dalszych prób.

Finalnie kreski, po interwencji patyczka z płynem micelarnym, prezentują się tak:
Smoky Navy

Smoky Chocolate
Dodatkowo na zdjęciach widzicie efekt po 2 tygodniach od przedłużenia rzęs metodą 1:1 ;)

Wrócę do tematu gąbeczek. Chcąc rozetrzeć nimi kreskę można ją tylko zetrzeć z oka, co oznacza ni miej ni więcej, że całe nasze wcześniejsze próby uzyskania czegoś ładnego na oku poszły na marne.
Tym samy dla oceny trwałości kredki musiałam narysować kreski ponownie.

Trwałość:
Tutaj mam mieszane uczucia. Niby kreski na oku były dosyć wyraźne od rana do wieczora (zdecydowany plus), jednak kolor znalazł się także wokół oczu, co raczej nie jest pożądane. Jeżeli jednak macie ochotę biegać co godzinę do łazienki z wacikiem, micelem, nową porcją podkładu/pudru i poprawiać makijaż to z trwałości będziecie zadowolone ;)

Podsumowując:
+ kolory, które w gruncie rzeczy są całkiem trafione
+ opakowanie
+ cena i dostępność
+/- trwałość
- miękkość
- nierównomierna aplikacja
- gąbka psująca efekt
- efekt, który jest daleki od upragnionego i bez patyczków kosmetycznych w zasięgu ręki chyba nie pokazałabym się na ulicy w makijażu zrobionym tymi kredkami.

Jak widać minusów jest więcej niż plusów i kredki Master Smoky otrzymują ocenę 2 i to w skali studenckiej (dla niewtajemniczonych - na studiach '1' nie ma ;) )




Mimo wszystko łudzę się, że znajdę jakieś zastosowanie i ogarnę te kredki bo podobają mi się ich kolory. Jeśli tak się stanie na pewno dam Wam znać :)
Tym samym na chwilę obecną kredki otrzymują tytuł jednego z rozczarowań 2012 (lub bubla, jak kto woli). Master Smoky? I owszem, jestem, ale tylko wtedy, kiedy trzymam się daleko od tych kredek!

Może któraś z Was je miała i znalazła na nie jakiś sposób? Czekam na Wasze opinie!

 PS: Jak przedświąteczne przygotowania? U mnie już choinka stoi, porządek jest, uszka zrobione czyli została mi już sama przyjemna robota - gotowanie :)
Pozdrawiam :)

23 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Mi również, ale to za mało do polubienia tej kredki :)

      Usuń
  2. Jeżeli musialas ją temperować 5 silnia razy to faktycznie sporo się napracowałaś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak było ;) Myślałam, że prędzej kredka się skończy niż ją zatemperuję :/

      Usuń
  3. To faktycznie niewybaczalne! Ja lubię z Maybelline serię "Dream" oprócz podkładu, bo nie używałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie stosowałam jeszcze tych kredek :)
    Co do przygotowań świątecznych, mam już wszystko wypucowane na błysk, choineczka stoi, mięska właśnie pieką się, jutro ciąg dalszy kulinarnych przygotowań, a w poniedziałek już tylko karpik na patelnię i świętujemy :)
    Wesołych świąt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też mieszkanie błyszczy, część potraw gotowych a reszta w toku :)
      Ja również życzę Wesołych Świąt :)

      Usuń
  5. Oj szkoda, że takie kiepskie są, akurat się zbierałam do zakupu grubej kredki, przynajmniej wiem co omijać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, lepiej trzymać się od tych z daleka. Z grubych i dobrych mam tylko indyjski kajal ale nie mam zielonego pojęcia czy można go kupić w PL :(

      Usuń
  6. nie stosuję kredek i z tego co widzę niczego nie tracę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wręcz przeciwnie, oszczędzasz sobie rozczarowań :D

      Usuń
  7. Mam tę kredkę w kolorze Smoky Grey i może smoky to dużo powiedziane ale dobrze służy do robienia kresek oraz jako baza dla podbicia koloru. Natomiast druga końcówka świetnie rozbiera kredkę na dolnej linii rzęs.
    U mnie to udany zakup :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że u kogoś się sprawdziła :)
      Sama kresek na dolnej powiece nie robię, więc nie testowałam tam tych kredek.
      Twoja też jest taka miękka?

      Usuń
    2. Hm, na pewno nie jest tak miękka jak kredki żelowe, ale na tyle, że bez problemu namaluję kreskę. Jednak w przypadku moich powiek nie ma szans, by jakakolwiek kredka, która nie jest wodoodporna przeżyła dłużej niż 10 minut ;) Tutaj rządzi za to seria Jumbo Sephory, znasz może? one są fenomenalne!

      Usuń
    3. Dużo dobrego o nich słyszałam, ale jakoś nigdy ich nawet nie testowałam na dłoni - może to Sephorowe pseudokonsultantki działają na mnie tak alergicznie, że skutecznie zniechęcają mnie do testowania czegokolwiek?
      Z tymi Maybelline ewidentnie jest mi nie po drodze, chyba puszczę je w świat...

      Usuń
    4. Sephorę omijałam, wchodziłam jak musiałam ;) ale ostatnio zrobiłam sobie kilka wycieczek, pomacałam wszystko co tylko było możliwe i ostatnia rundka z Przyjaciółką sprawiła, że zaczepiła Nas przemiła konsultantka. Rozmowa układała się bardzo sympatycznie, nadęcia itd. Nie muszę mówić, że zaowocowało to kolejnymi zakupami i na chwilę obecną mam 4 kolory tych kredek. Wrócę jeszcze po jedną :)

      A co do obsługi, umiem mówić nie :D Dlatego wchodzę, macam bo mam pełne prawo do tego. Nie będę kupować kota w worku.
      W Douglasie za to trafiłam na jedno dziewczę, które faktycznie jest zaprogramowane niczym po praniu mózgu oraz ocenia ludzi po wyglądzie. Dlatego też w pełni rozumiem, że można stracić zapał ale z drugiej strony dlaczego ktoś taki ma wpływać na moją chęć dokonania zakupów?
      Temat trudny ale do ogarnięcia :)

      Jeżeli nie jesteś zadowolona to puszczaj w świat, może komuś innemu się spodobają? :) a Ty będziesz miała okazję do nowego zakupu :)

      Usuń
    5. To jest temat rzeka ALE wszystko zależy od ludzi :) Ja z kolei nie lubię u siebie w Galerii Inglota. Laski, które tam pracują są jakby z innej planety i plotą bzdury, zaglądam tam jedynie jak jest znajoma na zmianie. Jednak i Ona mnie uprzedzała, że tak po prostu jest....

      Ocena po wyglądzie jest często nie na miejscu, ale jest i tego się nie zmieni. Niestety. Jednak wszędzie pracują ludzie i TO od nich zależy podejście.

      Masz rację, jednak ja wychodzę z założenia, że NIKT nie będzie mi narzucać przez swoje zachowanie GDZIE i JAK mam robić zakupy. Wszystko zależy od dnia i mojego nastawienia, bo czasami też machnę ręką a bywają chwile, że nie pozwolę sobie na pewne zachowania.

      Usuń
    6. Ja też jestem dosyć asertywna :)

      Po prostu mam dość traktowania mnie jak klienta drugiej kategorii (nie mam zamiaru specjalnie odpicowywać się tylko po to, żeby wejść do Sephory) i po prostu wychodzę stamtąd i nawet nic nie macam.
      Teoretycznie mogłabym to olać tak jak mówisz, ale najzwyczajniej w świecie nie mam ochoty dać im zarobić, skoro chyba niegodna jestem odwiedzin w tym sklepie ;) Dla odmiany jak przychodzę zrobiona to nagle są miłe i uprzejme, jakbym weszła do innego sklepu - strasznie mnie to irytuje ;)

      Wolę zostawić tą kasę np. w Inglocie, gdzie mam swoją ulubioną Panią, która czyta mi w myślach :) Do tego jest przesympatyczna i aż miło tam wejść, tak samo do Hebe. A jak wchodzę do Sephory i widzę te laski, które głównie gadają ze sobą patrząc na wszystkich z góry to mam ochotę odwrócić się na pięcie. Mi nikt nie płaci za gadanie z koleżanką w godzinach pracy ;)

      Z drugiej strony wiedza konsultantek też pozostawia wiele do życzenia. Prawie zawsze ich "pomoc" kończyłaby się wyglądem clowna, o ile oczywiście kupiłabym dany produkt. Wiele razy widziałam też sytuacje, gdy klientka prosiła o pomoc np. w dobraniu np. czerwonej szminki, a konsultantka jedyne co zrobiła to przyniosła kilka szminek, każdą w zupełnie innej tonacji czerwieni i kazała klientce samej wybrać - też mi fachowa pomoc :/

      Usuń
    7. No jak widzisz ja wychodzę z nieco innego założenia :D Jak ktoś mnie wkurza to nie robię u niego zakupów, zresztą nie dotyczy to tylko zakupów kosmetycznych. Pracując w usługach powinno się przynajmniej udawać bycie miłym i uprzejmym, a jeśli ktoś tego nie rozumie to niech zmieni pracę ;)

      Niedługo po otwarciu Douglasa w Katowicach (kilka lat temu to było) moja koleżanka chciała kupić mamie perfumy na urodziny. Nie było naklejek z ceną, a konsultanka zapytana o kwotę odpowiedziała, że i tak nas na nie nie stać! Co za beszczelność. Narobiłyśmy trochę rabanu i panna wyleciała z pracy ;)

      Jak ja się jedna obrażę na jakiś sklep to to nic nie zmieni ale kilkakrotnie widziałam, że wiele klientek widząc niesympatyczną sprzedawczynię opuszczały sklep, co po jakimś czasie dawało szefostwu do myślenia.

      Idąc na zakupy chcę się w jakimś stopniu zrelaksować i czuć dobrze, a nie irytować się zachowaniem sprzedawczyń. Może jestem trochę wyczulona bo sama po prostu za bycie nieuprzejmą w pracy miałabym pewnie spore nieprzyjemności ze strony szefostwa ;)

      Usuń
  8. miałam zupełnie, zupełnie inne doświadczenia. mi się z tymi kredkami pracuje bajecznie :) i nie łamią mi się przy temperowaniu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie widziałam! Nie wiem co jest nie tak - jakbym miała jedną to pomyślałabym, że jest jakaś felerna. Ale żeby dwie? Ewidentnie nam ze sobą nie po drodze :(

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)
Nie musisz umieszczać adresu swojego bloga - znajdę go w Twoim profilu.

Komentarze zawierające spam lub obraźliwe treści będą usuwane.