sobota, 18 maja 2013

HOOLAj dusza!

Witajcie!

W marcu firma Benefit zabrała nas na wycieczkę do Dallas. Tym razem polecimy dalej, bo na Hawaje :) Ubierzcie kwiaty na szyję i szykujcie się na gorące Hoola-hoola!

Opakowanie:
Charakterystyczny dla tego typu produktów Benefit, chętnie kopiowany przez inne marki - oto on! - kwadratowy kartonik. Wydawać by się mogło, że to nic specjalnego, ot kawałek tekturki.


Wbrew pozorom jest ono dosyć przemyślane. Lekkie, więc sprawdzi się w podróży. Funkcjonalne - mieści lusterko i pędzelek, którym nawet udaje się zaaplikować produkt, co rzadko się zdarza.


Wygodne, bo jak się trochę wyrobi to nie zamyka się podczas aplikacji. Mówiąc krótko - na plus.

Zapach:
Pudrowy z lekką nutką... czekolady? Pachnie mi jak 10 razy subtelniejsza wersja brązującej czekoladki Bourjois.

Konsystencja:
Zaskoczę Was! - pudrowa! Bronzer trochę pyli (bardziej niż Dallas), więc należy uważać podczas nabierania go na pędzel - jakby nie patrzeć chcemy go mieć na twarzy, a nie na kafelkach ;) Podobnie jak Dallas Hoola jest świetnie napigmentowana i wystarczy jej niewielka ilość do uzyskania oczekiwanego efektu, przez co jest bardzo wydajna.

Kolor:
Jak na bronzer przystało Hoola jest... tak tak, brązowa!


Jest to ciepły odcień z gatunku bezpiecznych, pasuje wielu osobom.  Wielką zaletą jest brak drobinek, za którymi nie przepadam. Można zrobić sobie nim krzywdę jedynie przesadzając z ilością - nie polecam nabierać na pędzel horrendalnych ilości. Kolor łatwo się stopniuje, więc jeśli efekt okaże się zbyt delikatny bez problemu dołożycie nieco brązu na twarz. W drugą stronę działa to gorzej - placków koloru nie pozbędziemy się tak łatwo. Na szczęście po pierwszej aplikacji wyczujemy produkt i później aplikacja Hooli nie trwa dłużej niż kilka sekund. Produkt nadaje się jako róż, jako bronzer do nadania ładnego, zdrowego koloru (jesteśmy na Hawajach, pamiętacie :> ), a także do konturowania twarzy.
Na skórze prezentuje się tak:


Jest to porcja kosmetyku w sam raz dla mnie - oczywiście można uzyskać i subtelniejszy, i mocniejszy efekt. Kolor nie ma nic wspólnego z cegłą, dodatkowo nie przybliża mnie ani do wyglądu Indianki, ani Chinki pozostawiając po sobie naturalny efekt.

Trwałość:
Bardzo dobra. Nie znika z twarzy tak szybko, jak kończy się sen o Hawajach - Hoola dzielnie trwa swym brązem na twarzy przez wiele godzin, aż do demakijażu. Współpracuje z każdym podkładem, pudrem, różem i rozświetlaczem - testowałam go na wielu frontach :)

Podsumowanie:
Szukacie matowego bronzera, który zadowoli i początkującą fankę opalenizny w kamieniu, i weterankę słonecznego brązu na licu? Biegnijcie do Sephory po Hoolę, szczególnie podczas promocji -30%, w której kupiłam swoją :D

+ ładne i wygodne opakowanie
+ piękny kolor
+ brak drobinek
+ naturalny efekt na twarzy
+ trwałość
+ wydajność
- na początku łatwo z nim przesadzić

Hoola bardzo szybko podbiła moje serce i stała się ulubionym bronzerem, jakiego szukałam od dawna! Czaiłam się na nią od długiego czasu, aż w końcu uległam - i było warto! Hej Hoola, 5 dla Ciebie!






Lubicie bezrobinkowe bronzery? :)

Miłego wieczoru,

post signature

16 komentarzy:

  1. lubię bronzery, ale tylko latem ;p Zazwyczaj wybieram tańsze wersje ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak skończę The Balm (a pewnie minie wiele miesięcy) to może się nad nim zastanowię, bo The Balm spisuje się u mnie celująco, ale pewnie będę chciała odmiany i zmierzenia się z legendą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już miałam nadzieję, że masz ich porównanie :(

      Usuń
  3. Ten odcień raczej średnio mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odcień jest jednym z najbardziej uniwersalnych w tej tonacji :) Przyjemny herbatnik, którym trudno zrobić sobie "kuku" :P

      Usuń
    2. Hexx ma rację :) Ale przecież nie ma produktu, który wszystkim pasuje i się podoba :)

      Usuń
  4. Lubię go i odcień jest udany, lecz dla mnie za ciepły :/
    Mam nauczkę, bo kupiłam i wydałam po czym zatęskniłam, ale zapomniałam dlaczego mi nie pasował :D Teraz już wiem i zapamiętam.

    Dallas uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja właśnie, poluję na matowy bronzer, ale chyba wybiorę jakąś tańszą wersję, żeby najpierw zobaczyć, czy umiem się nim posługiwać ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tak z bronzerami jestem wiesz... Wszystko pięknie i ładnie, ale z daleka :) Mam jeden z Vipery, który jest w porządku i spisuje się całkiem ok, kiedy najdzie mnie ochota, żeby zaszaleć z brązem.

    OdpowiedzUsuń
  7. O,o,o! Kolejny idealny kandydat na następce mojego Sensique z tragicznymi drobinkami! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Matowy brazer to jest cos czego sama szukam ;) kiedy juz bede mogla spoworotem uzywac rozy i brazerow to sie moze skusze ;)
    Na razie nie ma sensu brudzic ubranek mojego brzdaca ;)



    moja podrobka tez jest matowa ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Fantastyczne pudełeczko :)

    OdpowiedzUsuń
  10. jestem pod wrażeniem efektu :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)
Nie musisz umieszczać adresu swojego bloga - znajdę go w Twoim profilu.

Komentarze zawierające spam lub obraźliwe treści będą usuwane.