Nieco zmodyfikowałam hasło reklamowe pewnego produktu, właściwie niezbyt kojarzącego się z ustami. Jednak po mojej drobnej ingerencji idealnie pasuje do opisu nowości od Bourjois - matowej pomadki w płynie Rouge Edition Velvet.
Dobrze wiecie, że niezła ze mnie maniaczka mazideł do ust. Mam jeszcze kilka do zrecenzowania, więc jeśli szukacie naustnego ideału - stay tuned :)
Opakowanie:
Kwadratowe, błyszczykowe. Plus, że z każdej strony widać który kolor wybieramy - zakrętka jest w kolorze szminki, pozostała część jest przezroczysta, na dole opakowania mamy numer odcienia...
...a z tyłu numer wraz z nazwą.
Jak widzicie kod kreskowy z nazwą koloru tworzą jedną całość, więc od razu można wywęszyć macane egzemplarze ;)
Samo opakowanie jest poprawne - szczelne (zamknięcie na klik) i wyposażone w wygodny, gąbkowy aplikator.
Zapach:
Trochę śmierdziuch z niego. Na szczęście zapach jest niewyczuwalny podczas i po aplikacji, na potrzeby recenzji omal nie pomalowałam sobie nosa aby go poczuć (po co? dlatego, że dla wielu z Was zapach jest ważnym kryterium wyboru kosmetyku. Każdego.).
Konsystencja:
Wracając do tytułu - konsystencja jest aksamitna, dosłownie. Dawno nie miałam tak komfortowego matowego produktu, które z zasady mają tendencję do mniejszego bądź większego przesuszania ust.
Kolor:
Spośród kilku odcieni wybrałam dwa - różowo-mauve nudziaka 07 Nude-ist i malinową czerwień 02 Frambourjoise. Ich ogromną zaletą jest fakt, że na ustach otrzymujemy taki kolor, jaki widzimy w opakowaniu.
Nude-ist jest z gatunku chłodniejszych odcieni, ale bardzo daleko mu do tych lekko trupich. Dla mnie to coś pomiędzy różem i mauve, a odcień jest średniociemny.
Na ustach wygląda dosyć naturalnie i elegancko. Nie sugerujcie się blaskiem na środku dolnej wargi - niestety dzień, w którym robiłam swatche tego odcienia był w 100% pozbawiony słońca i musiałam radzić sobie inaczej, stąd połysk. W rzeczywistości wykończenie jest satynowe, jak na górnej wardze. Sam kolor bardzo mi się podoba i przypomina mi trochę MACową Mehr, jest jednak od niej ciut chłodniejszy. Myślę, że jest dosyć uniwersalny i większość dziewczyn będzie w nim dobrze wyglądać.
Frambourjoise to piękna, owocowa (malinowa) czerwień, nasycona jak diabli.
Kolor jest baaardzo intensywny, wręcz lekko neonowy, ale przez brak połysku wygląda całkiem elegancko, czego właściwie się nie spodziewałam. Wykończenie, podobnie jak w przypadku 07, jest bliższe satynie niż klasycznemu matowi.
Nie lubi on konkurencji, ale w duecie z delikatnie pomalowanymi oczami sprawdza się również w ciągu dnia. Bardzo się cieszę, że nie muszę rezerwować tego cudownego odcienia jedynie na wieczorne wyjścia! Jestem nim zachwycona i od pierwszego użycia trafił na listę moich ulubionych mazideł :)
Trwałość:
Nic mnie w tej kwestii nie zaskoczyło - jak na maty i satyny ( w większości) przystało produkt wytrzymuje na ustach długie godziny. W przeciwieństwie do MACowych pomadek zostawia na szklankach lekkie ślady przez pierwsze 2h, potem problem w 100% znika. Zazwyczaj aplikuję się ok. 7-8 rano i wierzcie mi, że o 15 dalej mam kolor na ustach, co prawda nieco mniej intensywny ale ciągle obecny.
Wydajność:
Zazwyczaj trwałość idzie w parze ze sporą wydajnością, nie inaczej jest w tym przypadku. Opakowanie jest przezroczyste, więc możemy na bieżąco śledzić zużycie kosmetyku.
Podsumowanie:
W gruncie rzeczy powinnam doczepić się, że wykończenie nie jest matowe jak deklarował producent. W praktyce jakoś przeboleję ten fakt, bo zamiast matu otrzymujemy przepiękną satynę o genialnych właściwościach.
+ wygodne i szczelne opakowanie
- nieprzyjemny zapach
+ idealna konsystencja
+ ładne kolory
+ piękny, satynowy efekt
+ wielogodzinna trwałość
+ wydajność
Pomadki Rouge Edition Velvet trafiają na listę moich ulubieńców ever obok podkładu Healthy Mix i kredek do oczy Contour Clubbing Waterproof tej samej marki :)
Piąteczka dla Bourjois!
Czekam na wolną chwilę (eee a co to takiego?) i biorę się za stertę półproduktów, czas je przerobić na fajne kosmetyki :) Z nautnych mazideł niedługo zaproszę Was na recenzje hitu blogosfery - pomadek Rimmel Moisture Renew.
Pozdrawiam! :)
ta czerwień jest piękna :)
OdpowiedzUsuńPróbowałam, oglądałam, macałam i u mnie mi się nie podobał :( Ani konsystencja ani kolory :(
OdpowiedzUsuńmam na nie ochotę :)
OdpowiedzUsuńMnie odstrasza fakt, że wyruszają usta;(
OdpowiedzUsuńPrzecież napisałam, że nie wysuszają :>
UsuńMnie wysusza paskudnie, kilka moich klientek też się skarżyło na nie. :(
UsuńO kurcze, zaskoczyłaś mnie teraz! Mnie nie wysusza ani jedna ani druga :)
UsuńZ drugiej strony Alicja zależy kto czego oczekuje ;) Wiele Pań myli wysuszanie z brakiem nawilżenia, a to różnica. Łatwo więc zwalić, że matowy produkt wysusza - w końcu ani jeden nie nawilży ust, nie ma na to szans.
Usuńkiedyś wybrałabym nudziaka, ale teraz zdecydowanie Frambourjoise skradł moje serce ♥ :)
OdpowiedzUsuńNa ustach wyglądają magicznie.
OdpowiedzUsuńw przyszłości się skuszę :)
OdpowiedzUsuńnie moge sie doczekac mojej siodemki! :) a do mojego przyjazdu do Pl jeszcze daleko :(
OdpowiedzUsuńnie wiem dlaczego, ale w UK te produkty do ust wystepuje tylko w odciniach 1-6! zupelnie kolory nie dal mnie....
7 bardzo mi sie podoba, to chyba moj kolorek, przypomina lekko Airy Fairy, chociaz ona jest ciepla :P
OdpowiedzUsuńTak, ale jest równie uniwersalna jak AF (też ją mam, a jakżeby inaczej!) :P
UsuńOba kolory są piękne :) Że też nie zdecydowałam się na żadną z tych pomadek podczas ostatnich promocji!
OdpowiedzUsuńTrochę żaluję, że się na nie nie skusiłam :(
OdpowiedzUsuńTen jaśniejszy absolutnie wspaniały, ciemniejszy też ładny, ale chyba bym nie dała rady w takim mocnym kolorze :)
OdpowiedzUsuńFakt, trzeba lubić czerwień :)
UsuńAle jaki kciuk z pazurkiem O.O <3
OdpowiedzUsuńWszystkie takie :P
UsuńCzerwień wygląda kusząco :)
OdpowiedzUsuńMam tą czerwień, cudowna <3 Na promocji w Ross polowałam na inne kolory, ale oczywiście mi się nie trafiło nic
OdpowiedzUsuńNude-ist jest boski. Wpisuję na chciej listę ;)
OdpowiedzUsuńMam Peach Club i totalnie się w niej zakochałam, Twoje kolory też są piękne :)
OdpowiedzUsuńStrasznie mnie kusiły te pomadki, ale nie uległam.
OdpowiedzUsuńTeraz żałuję, bo cena była korzystna, ale Ole Flamingo! będzie moje!! ;-)
Myślałam nad nim ale mam już podobny :)
UsuńJakie piękne kolory. Zazdroszczę osobom, które umieją sobie poradzić ze szminką/pomadką/błyszczykiem na ustach - ja gdy tylko sie pomaluje zaraz rozmażę produkt. Nie żeby celowo. Przypadkiem! A to reką dotknę, a to przy poprawianiu wlosów... :D Jestem okropna :):):)
OdpowiedzUsuńPolowałam na Nude-ist, ale był już wykupiony. Teraz wiem, że warto szukać i dzięki za porównanie jej do Mehr. Dzięki temu jestem pewna, że będzie mi pasować.
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię, sama znalazłam go dopiero w którymś Rossmannie :(
UsuńMam matowe pomadki ze Sleek, ale niestety uczucie na ustach bardzo mi przeszkadza. Bardzo kusiły mnie te z Bourjois, ale bałam się właśnie, że będzie to samo. Po przeczytaniu Twojej notki wiem, że na pewno kupię jakiś kolorek, bo skusiłaś mnie jeszcze bardziej :)
OdpowiedzUsuń