Bohatera dzisiejszego postu na pewno kojarzy każda z Was, a większość ma go w swojej kosmetyczce. Od kilku miesięcy rozświetlacz marki The Balm podbija blogosferę. Czy moim zdaniem wszechobecne zachwyty nad Mary-Lou Manizer mają swoje uzasadnienie? Dzisiaj się dowiecie.
Estetyka The Balm jest na pewno wesoła i kolorowa. Mimo, że jestem fanką klasycznych i eleganckich opakowań te wywołują uśmiech na mojej twarzy, więc jestem na tak :) Producent kreuje Mary-Lou jako ponętną blondynkę w stylu pin-up... Nie od dziś wiadomo, że jestem brunetką, ale na szczęście odcień jest uniwersalny.
Reszta puderniczki jest niczym nie wyróżniającym się srebrnym plastikiem z zamknięciem na klik. Dobrze, że otwiera się je bez łamania paznokci ;) W środku znajdziemy też całkiem sporych rozmiarów lusterko. Absolutnie bez zarzutu.
Zapach:
Brak, czyli na plus.
Konsystencja:
Tutaj należy się nieco głębsza refleksja. Kupiłam go w sierpniu i przez kilka miesięcy nie umiałam się zebrać do napisania tej recenzji. Dlaczego wspominam o tym przy okazji konsystencji? Bo tak naprawdę to ona jest wszystkiemu winna.
Od początku puder był miękki i jedwabisty. Przyjemnie aplikowało się go na pędzel i dosłownie nie dało się z nim przesadzić. Czas prysł pod koniec grudnia. Włożyłam go do kosmetyczki, kosmetyczkę do walizki i pojechałam w góry na sylwestra. Jakie było moje zdziwienie, gdy po przyjeździe otwarłam puderniczkę i zobaczyłam Mary-Lou doszczętnie pokruszoną :( W pierwszym momencie omal nie wpadłam w rozpacz, serio. Konsystencja w ogóle nie jest przystosowana do formy sypkiej, więc odpadło dokładniejsze pokruszenie tego, co zostało i używanie sypkiego rozświetlacza. Jakiś czas temu korzystając z Waszych rad postanowiłam ponownie sprasować puder, co okazało się strzałem w 10! :) Nie dość, że mam znowu prasowaną Mary-Lou... to jeszcze konsystencja w ogóle się nie pogorszyła - jest dokładnie taka sama, jak po zakupie. Dzięki za pomoc Dziewczyny! :*
Kolor:
Odcień rozświetlacza jest jednym z (wielu) atutów tego produktu.
Neutralny, szampański, wręcz idealny dla każdego odcienia skóry! Dodatkowo pokrywa twarz taflą blasku, a nie toną drobinek.
Największym plusem rozświetlacza jest fakt, że zostaje w miejscu aplikacji. Nie migruje po całej twarzy zmieniając nas w bombkę choinkową.
Trwałość:
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Obawiałam się, że jak większość rozświetlaczy i Mary-Lou będzie szybko znikać z twarzy (lub się po niej rozprzestrzeniać). Na szczęście nic takiego nie ma miejsca i kosmetyk dzielnie trzyma się miejsca przeznaczenia od aplikacji aż do demakijażu.
Wydajność:
Na jedną aplikację wystarczy lekkie dotknięcie pudru pędzlem. Zdecydowanie więcej rozświetlacza mi się wysypało niż zdążyłam zużyć w ciągu kilku miesięcy codziennego używania ;)
Podsumowanie:
Mary-Lou Manizer to rozświetlacz idealny. Z jednej strony nie mam pojęcia, dlaczego się pokruszył - w końcu nigdzie nie upadł, a ja nie rzucałam walizką ;) Z drugiej zaś po sprasowaniu nie straciłam ani ułamka swoich pierwotnych właściwości więc uznajmy, że zapominam o tym incydencie i cieszę się moją nową-starą Mary Lou :)
+ ładne opakowanie
+ praktyczne lusterko
+ odpowiednia konsystencja
+ uniwersalny odcień
+ łatwość aplikacji
+ trwałość
+ wydajność
Mary zdała egzamin na 5 :)
Na sam koniec rozświetlacz w pełnej okazałości - całe szczęście, że moja fryzjerka wróciła już z urlopu macierzyńskiego i nikt więcej nie uraczy mnie taką "piękną" grzywką :P
On jest piękny!
OdpowiedzUsuńA chęcią bym go przetestowała :). Szkoda tylko że ma taka cene.
OdpowiedzUsuńDobrze, że udało się go uratować :)
OdpowiedzUsuńInaczej chyba bym się zapłakała, serio :(
UsuńNic dodać, nic ująć :) Mary daje prawdziwy efekt tafli i faktycznie jest najlepsza pod tym względem.
OdpowiedzUsuńJa ostatnio prasowałam cienie Inglota i na szczęście po takim zabiegu się nie zmieniły.
Uwielbiam Mary Lou, najlepszy rozswietlacz ever i jaki uniwersalny! :D
OdpowiedzUsuńKocham Mary Lou i w jaką popadłam rozpacz, kiedy moja mama przez przypadek zrzuciła ją wprost na kafelki, a ona rozsypała się na nie :c Na pewno jeszcze się w nią zaopatrzę, bo jest cudowna :)
OdpowiedzUsuńEch, to nawet nie było co zbierać, szkoda :(
UsuńLubię Mary i będę się jeszcze czaić na jej siostrę Cindy ;-)
OdpowiedzUsuńale piekny! musze sobie sprawic w koncu jakis rozswietlacz, ale nie wiem czy ten czy Mac Soft & Gentle :)
OdpowiedzUsuńfajny, ale ja na razie nie przekonałam sie do produktów tego typu :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam go!!! *.*
OdpowiedzUsuńna twojej buzi wygląda świetnie! bardzo mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńjaka piękna buzia, oddaj !! A rozświetlacz by mi się przydał, oj przydał !
OdpowiedzUsuńco jak co, ale opakowania tej marki są cudne :)
OdpowiedzUsuńFakt :) Tak jak Benefitowe :)
UsuńUwielbiam ją ;-))
OdpowiedzUsuńEfekt świetny! Pięknie wygląda na Tobie, ale przez problem z przetłuszczaniem się cery, mi takie kosmetyki nie służą zupełnie, mogę je stosować na dobrze zmatowioną twarz, ale jeszcze ideału w tym zakresie nie znalazłam :)
OdpowiedzUsuńMam ją i uwielbiam ♥
OdpowiedzUsuńuwielbiam go <3
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś ją dorwę
OdpowiedzUsuńPiękną poświatę tworzy! A Ty się usmiechnij troszku :)
OdpowiedzUsuńCzasem ciężko do statywu ;)
UsuńBrzmi jak ideał! :)
OdpowiedzUsuńNapisz proszę jak ratowałaś swoją Mary Lou. Mam ten sam problem, a nie wiem jak wziąć za naprawę aby jej doszczętnie nie zniszczyć.
OdpowiedzUsuń