wtorek, 1 kwietnia 2014

Mary-Lou Manizer - rozświetlacz doskonały?

Witajcie!

Bohatera dzisiejszego postu na pewno kojarzy każda z Was, a większość ma go w swojej kosmetyczce. Od kilku miesięcy rozświetlacz marki The Balm podbija blogosferę. Czy moim zdaniem wszechobecne zachwyty nad Mary-Lou Manizer mają swoje uzasadnienie? Dzisiaj się dowiecie.


Opakowanie:
Estetyka The Balm jest na pewno wesoła i kolorowa. Mimo, że jestem fanką klasycznych i eleganckich opakowań te wywołują uśmiech na mojej twarzy, więc jestem na tak :) Producent kreuje Mary-Lou jako ponętną blondynkę w stylu pin-up... Nie od dziś wiadomo, że jestem brunetką, ale na szczęście odcień jest uniwersalny.



Reszta puderniczki jest niczym nie wyróżniającym się srebrnym plastikiem z zamknięciem na klik. Dobrze, że otwiera się je bez łamania paznokci ;) W środku znajdziemy też całkiem sporych rozmiarów lusterko. Absolutnie bez zarzutu.

Zapach:
Brak, czyli na plus.

Konsystencja:
Tutaj należy się nieco głębsza refleksja. Kupiłam go w sierpniu i przez kilka miesięcy nie umiałam się zebrać do napisania tej recenzji. Dlaczego wspominam o tym przy okazji konsystencji? Bo tak naprawdę to ona jest wszystkiemu winna.

Od początku puder był miękki i jedwabisty. Przyjemnie aplikowało się go na pędzel i dosłownie nie dało się z nim przesadzić. Czas prysł pod koniec grudnia. Włożyłam go do kosmetyczki, kosmetyczkę do walizki i pojechałam w góry na sylwestra. Jakie było moje zdziwienie, gdy po przyjeździe otwarłam puderniczkę i zobaczyłam Mary-Lou doszczętnie pokruszoną :( W pierwszym momencie omal nie wpadłam w rozpacz, serio. Konsystencja w ogóle nie jest przystosowana do formy sypkiej, więc odpadło dokładniejsze pokruszenie tego, co zostało i używanie sypkiego rozświetlacza. Jakiś czas temu korzystając z Waszych rad postanowiłam ponownie sprasować puder, co okazało się strzałem w 10! :) Nie dość, że mam znowu prasowaną Mary-Lou... to jeszcze konsystencja w ogóle się nie pogorszyła - jest dokładnie taka sama, jak po zakupie. Dzięki za pomoc Dziewczyny! :*

Kolor:
Odcień rozświetlacza jest jednym z (wielu) atutów tego produktu.


Neutralny, szampański, wręcz idealny dla każdego odcienia skóry! Dodatkowo pokrywa twarz taflą blasku, a nie toną drobinek.


Największym plusem rozświetlacza jest fakt, że zostaje w miejscu aplikacji. Nie migruje po całej twarzy zmieniając nas w bombkę choinkową.

Trwałość:
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Obawiałam się, że jak większość rozświetlaczy i Mary-Lou będzie szybko znikać z twarzy (lub się po niej rozprzestrzeniać). Na szczęście nic takiego nie ma miejsca i kosmetyk dzielnie trzyma się miejsca przeznaczenia od aplikacji aż do demakijażu.

Wydajność:
Na jedną aplikację wystarczy lekkie dotknięcie pudru pędzlem. Zdecydowanie więcej rozświetlacza mi się wysypało niż zdążyłam zużyć w ciągu kilku miesięcy codziennego używania ;)

Podsumowanie:
Mary-Lou Manizer to rozświetlacz idealny. Z jednej strony nie mam pojęcia, dlaczego się pokruszył - w końcu nigdzie nie upadł, a ja nie rzucałam walizką ;) Z drugiej zaś po sprasowaniu nie straciłam ani ułamka swoich pierwotnych właściwości więc uznajmy, że zapominam o tym incydencie i cieszę się moją nową-starą Mary Lou :)

+ ładne opakowanie
+ praktyczne lusterko
+ odpowiednia konsystencja
+ uniwersalny odcień
+ łatwość aplikacji
+ trwałość
+ wydajność 

Mary zdała egzamin na 5 :)





Na sam koniec rozświetlacz w pełnej okazałości - całe szczęście, że moja fryzjerka wróciła już z urlopu macierzyńskiego i nikt więcej nie uraczy mnie taką "piękną" grzywką :P




PODPIS

25 komentarzy:

  1. A chęcią bym go przetestowała :). Szkoda tylko że ma taka cene.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że udało się go uratować :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic dodać, nic ująć :) Mary daje prawdziwy efekt tafli i faktycznie jest najlepsza pod tym względem.
    Ja ostatnio prasowałam cienie Inglota i na szczęście po takim zabiegu się nie zmieniły.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Mary Lou, najlepszy rozswietlacz ever i jaki uniwersalny! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham Mary Lou i w jaką popadłam rozpacz, kiedy moja mama przez przypadek zrzuciła ją wprost na kafelki, a ona rozsypała się na nie :c Na pewno jeszcze się w nią zaopatrzę, bo jest cudowna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, to nawet nie było co zbierać, szkoda :(

      Usuń
  6. Lubię Mary i będę się jeszcze czaić na jej siostrę Cindy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. ale piekny! musze sobie sprawic w koncu jakis rozswietlacz, ale nie wiem czy ten czy Mac Soft & Gentle :)

    OdpowiedzUsuń
  8. fajny, ale ja na razie nie przekonałam sie do produktów tego typu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. na twojej buzi wygląda świetnie! bardzo mi się podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. jaka piękna buzia, oddaj !! A rozświetlacz by mi się przydał, oj przydał !

    OdpowiedzUsuń
  11. co jak co, ale opakowania tej marki są cudne :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Efekt świetny! Pięknie wygląda na Tobie, ale przez problem z przetłuszczaniem się cery, mi takie kosmetyki nie służą zupełnie, mogę je stosować na dobrze zmatowioną twarz, ale jeszcze ideału w tym zakresie nie znalazłam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Piękną poświatę tworzy! A Ty się usmiechnij troszku :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Napisz proszę jak ratowałaś swoją Mary Lou. Mam ten sam problem, a nie wiem jak wziąć za naprawę aby jej doszczętnie nie zniszczyć.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)
Nie musisz umieszczać adresu swojego bloga - znajdę go w Twoim profilu.

Komentarze zawierające spam lub obraźliwe treści będą usuwane.