Witajcie!
Lipiec kojarzy nam się z wakacjami, słońcem i błogim lenistwem. Nie bez powodu wybrałam pierwszy lipcowy dzień na recenzję chyba najbardziej letniej nowości wśród mazideł do ust ;)
Pierwszy raz o nowych pomadkach Maybelline Color Whisper przeczytałam w internecie. Niedługo później znalazłam je w Super-Pharm, w dodatku w promocji. Wierzcie mi, że stałam przed szafą Maybelline dobre 15min zanim się zdecydowałam - kolorów jest 12 (a może 10?) i są tak śliczne, że trudno było mi wybrać jeden. Ostatecznie w koszyku znalazł się wściekły róż, a swatche skusiły mnie również na pomarańcz. Swoją drogą podobają mi się jeszcze co najmniej 3 odcienie! Czy pomadki te mają również inne zalety poza kolorem? Zapraszam na recenzję!
Opakowanie:
Przezroczysta skuwka przywodzi mi na myśl inne serie pomadek Maybelline. Rozwiązanie praktyczne, gdyż łatwo znajdziemy poszukiwaną pomadkę jeśli stoją one obok siebie. Szkoda, że góra jest srebrna, a nie w kolorze szminki. Opakowanie pozbawione jest napisów, więc nic się nie ściera w torebce. Zamyka się na słyszalny klik, jednak sprawia wrażenie średnio solidnego. Zobaczymy, jak sprawdzi się dalej.
Zapach:
Lekko owocowy, o wiele mniej słodki niż w przypadku nowych kredek Soft Sensation Astor. Zapach jest niewyczuwalny na ustach.
Konsystencja:
Delikatna i żelowa. Niestety mogę jej zarzucić to samo, co Rouge Caresse - pokrywa usta kolorem w sposób nie do końca równomierny. Whispery są jednak mniej napigmentowane, więc nie rzuca się to w oczy tak, jak w przypadku pomadek L'Oreal. Pomadki nie wysuszają ust, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że lekko je pielęgnują. Niestety lubią podkreślać niedoskonałości ust i przy większej ilości wypłynąć poza ich kontur.
Kolor:
Po długim namyśle wybrałam 160 Rose of attraction oraz 440 Orange attitude.
Rose of attraction na pierwszy rzut oka wygląda na neonowy róż. Odcień ten posiada w sobie drobinki, na szczęście są one niezwykle subtelne.
W opakowaniu odcienie wydają się super intensywne, wręcz żarówiaste, jednak na ustach wyglądają o wiele bardziej przyjaźnie :)
Jest to chłodny odcień różu. Wyrazisty i lekko neonowy, jednak dzięki swojej konsystencji nienachalny i w 100% letni i cukierkowy, same zobaczcie:
Rewelacyjnie wygląda z lekkim makijażem oczu i delikatnie opaloną skórą :)
Orange attitude to soczysta pomarańcza, która idealnie wpisuje się w letnie trendy. Ten odcień nie posiada brobinek.
Obawiałam się tego koloru na ustach, jednak bezpodstawnie. Wygląda wspaniale! Piękna ciepła pomarańczka mieszająca się na ustach z delikatną czerwienią ust, cudo!
Coś czuję, że zostanie moją faworytką :) Obydwie pomadki kolorystycznie kojarzą mi się właśnie z tytułowymi owocowymi żelkami i moim zdaniem mają idealne odcienie na lato.
Trwałość:
Średnia, ale niczego więcej po tego typu pomadkach nie można się spodziewać. Nie jest jednak źle, nawet po solidnej porcji lodów kawowych odrobina koloru na ustach pozostała ;) Niestety zostawiają ślady na łyżkach, szklankach itp. ale trudno się dziwić - ten typ tak ma.
Podsumowanie:
Maybelline wprowadziło bardzo fajna serię pomadek, w której obok wybranych przeze mnie letnich odcieni występują również bezpieczne nude, róże i mauve (skąd inąd bardzo ładne). Myślę, że każda z Was znajdzie w tej gamie swój wymarzony kolor, a ja ciągle myślę, czy nie dokupić jeszcze jakiejś ;)
+ piękne kolory
+ owocowy zapach
+ przyjemna konsystencja
+ wygodne opakowanie w kolorze pomadki
+ ładny efekt na ustach
+ piękny połysk
- nie do końca równomierny kolor
- średnio trwała
Ostatecznie Color Whisper oceniam na 4 :)
Do ideału trochę jej brakuje, ale urzekła mnie swoimi kolorami :) Jeśli macie ochotę na którąś z nich to aktualnie jest w promocji w Rossmannie :)
PS: Możecie polecić mi jakieś fajne miejsca w Krakowie? Park, knajpka, cukiernia, sklep? Prawdopodobnie jutro będę tam miała trochę czasu wolnego ;)
Pozdrawiam,
Ta różowa prezentuje się świetnie !! :)
OdpowiedzUsuńWow! Neno, cudne kolory, bajecznie wyglądają na ustach, pomarańczka, mimo iż jestem bardziej fanką różów, szalenie mi podoba się na ustach - cudny kolorek! Chce, chce!
OdpowiedzUsuńNigdy nie lubiłam pomarańczowych pomadek, ale ta mnie urzekła!
Usuńskutecznie kusisz :)
OdpowiedzUsuńTa druga bardzo do Ciebie pasuje :) A w Krakowie to wiesz... MAC i babeczki <3 a i na Grodzkiej jest fajna i tania księgarnia :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi się te pomadki :)
OdpowiedzUsuńJa mam ochotę na wersję nude, nie pamiętam nazwy, ale chyba jest tylko jeden cielaczek w tej kolekcji :)
Dwa :D Jasny nazwy-nie-pamiętam i mocha cośtam :)
UsuńTa pomarańczowa piękna !
OdpowiedzUsuńTa różowa całkiem sympatycznie wygląda :))
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na WAKACYJNE ROZDANIE :)
www.aneczka84.blogspot.com -> dział ROZDANIA
W Krakowie polecam Park Jordana - relaksowałam się tam między wykładami ;)
OdpowiedzUsuńZnam to miejsce, byłam tam już kilka razy :) Wczoraj też się przeszłam :D
Usuńpiękne obie! choć ten różowiaczek bardziej mojowy :)
OdpowiedzUsuńRóży mają najwięcej :D
UsuńWidzę, że ta seria zbiera dobre noty i skutecznie kusisz :) No i jak słyszę mauve, to strzygę uszami :))) Coś mi się wydaje, że kolejna pomadka zawita do mojego zbioru.
OdpowiedzUsuńoba kolorki bardzo ładne ale jestem jednak za czerwienią :)
OdpowiedzUsuńpodoba mi się te pomarańczowa :)
OdpowiedzUsuńobydwie cudownie się prezentują na ustach :)
OdpowiedzUsuńfajnie nawilżają
OdpowiedzUsuńpiękne odcienie ;)
OdpowiedzUsuńCzekam właśnie na moją w odcieniu Oh La Lilac - jestem bardzo ciekawa jak się spisze na moich ustach :)
OdpowiedzUsuńnr 160 podoba mi się bardziej :)
OdpowiedzUsuńMam na razie jedną pomadkę z tej serii, która bardzo przypadła mi do gustu :)
OdpowiedzUsuń