Zeszłoroczne zakupy (i zarazem odkrycia 2014) zdominowały błyszczyki i lakiery do ust. Po wielu latach dominacji szminki musiały ustąpić im miejsca w rankingu najlepszych nowości roku. Co prawda w moich naustnych sympatiach ciągle dominują wykręcane sztyfty, jednak letnia nowość firmy Maybelline - Color Elixir Lip Lacquer od razu skradła moje serce (i usta).
Jeszcze przed wakacjami zobaczyłam je na jakimś blogu, jednak nie poczułam wtedy absolutnego pożądania. Wszystko zmieniło się za sprawą, a jakże!, Justyny, która porównała je do L'Oreal Color Richie Extraordinarie, które jak wiecie bardzo lubię. Nie było już odwrotu - Elixiry musiały być moje.
Opakowanie:
Ładne i eleganckie, wzorowane bodajże na jednym z produktów Diora. Kolorowa część to plastik w zbliżonym, jednak nie identycznym odcieniu jak produkt. Niestety napisy i sreberko mają lekką tendencję do ścierania się (podkreślam - lekką).
Poza odcieniem samego opakowania nazwę koloru zdradza naklejka na spodzie.
Aplikator ma kształt latawca i bardzo wygodnie nakłada się nim produkt na usta. Jest dosyć precyzyjny i pokrywa wargi równą warstwą koloru. Dobrze działa też mechanizm ściągania nadmiaru produktu z aplikatora, jednorazowo nabiera się porcja pozwalająca na pomalowanie ust.
Zapach:
Słodko - błyszczykowy. Nienachalny i niewyczuwalny po aplikacji. Nie spotkałam jeszcze takiego aromatu w innym kosmetyku.
Konsystencja:
Kremowa, lekka i zarazem niezwykle komfortowa. Produkt jest niewyczuwalny na ustach i w ogóle się nie klei, więc nie straszne mu nawet włosy fruwające na wietrze. Całkiem nieźle nawilża i pielęgnuje usta.
Kolor:
Jak zauważyłyście jestem szczęśliwą posiadaczką trzech odcieni.
Nude Illusion to bardzo ładny, ciepły beżyk. Nie za jasny, idealny dla mnie.
Nie dajcie się zwieść zdjęciu - w rzeczywistości kolor nie wchodzi w załamania ust, a pokrywa wargi równą taflą. Efekt na zdjęciu to wina światła + nadgorliwości mojego aparatu, na żywo wygląda to o wiele lepiej. Długo szukałam fajnego produktu tego typu w odpowiednim dla odcieniu beżu i w końcu znalazłam. Kolor nie ma w sobie ani grama różu, nie jest też trupi. Dla mnie idealny!
Blush Essence to ładny, neutralny, średni róż. Jako jedyny z posiadanych przeze mnie odcieni posiada lekkie drobinki (nie mylić z chamską perłą czy brokatem), które nadają mu wielowymiarowości.
Odcień jest podobny do koloru moich ust i nieźle sprawdza się gdy nie mam czasu/ochoty bawić się z czerwoną szminką, a szukam czegoś żywszego niż klasyczny nude. Kolor jest szalenie uniwersalny i jeśli miałabym Wam polecić jeden odcień byłby to właśnie Blush Essence.
Na sam koniec Mandarine Rapture - dość intensywny, jednak półtransparentny pomarańcz.
Ten odcień kupiłam w ciemno, gdyż nie było testerów 500. Jest o wiele bardziej intensywny od pomarańczowego kuzyna spod stajni L'Oreal. Myślałam, że będzie zbyt mocny dla mnie jednak ta półtransparentność go ratuje i końcowy efekt podoba mi się.
Jak widzicie na zdjęciach wszystkie kolory pozostawiają na ustach lubiany przeze mnie i przez Was efekt tafli, takiej w sam raz (nie przepadam za zbyt mocnym połyskiem).
Trwałość:
Nie jest powalająca - max 2-3h, w przypadku posiłku zjada się natychmiast (ale efekt pielęgnacyjny jest dalej wyczuwalny).
Wydajność:
Niezła - do pomalowania ust wystarcza to, co jednorazowo znajduje się na aplikatorze.
Podsumowanie:
Color Elixir to niezwykle udany produkt. Jeśli macie możliwość to polecam zakup co najmniej jednego odcienia. Co najmniej, bo gama kolorystyczna jest tak bogata, że z pewnością spodoba Wam się ich kilka :)
+ ładne opakowanie
- lekko ścierajace się napisy
+ precyzyjny aplikator
+ przyjemny zapach
+ komfortowa konsystencja
+ właściwości pielęgnacyjne
+ ładny efekt na ustach
+ szeroka gama kolorystyczna
- trwałość
- dostępność
Wahałam się nad oceną - trwałość jest dla mnie dość ważna (pewnie stąd wynika moja miłość do matowych szminek), ale pozostałe właściwości tego produktu kompensują braki w tym zakresie. W skrócie - sprawiedliwe 4+ :)
Miłego wieczoru! :*
Miałam nadzieję, że będą bardziej jak pomadka. Odpuściłam zakup na rzecz bourjois :)
OdpowiedzUsuń705 bym u siebie widziała :-)
OdpowiedzUsuńno sama nie wiem ;) chyba aktualnie jestem na etapie mocniejszego krycia i koloru
OdpowiedzUsuńJa też, ale czasem mam ochotę na coś lżejszego i wtedy Elixiry są idealne :)
Usuńswoich jeszcze nie testowałam, bo mam dość dużo nowości, ale jestem ich bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńjak mam być szczera to nie zachwycają.
OdpowiedzUsuńMnie zachwyca ich konsystencja, nie lubię klejących mazideł, więc te są dla nie idealnym wyborem, gdy nie mam ochoty na matową pomadkę :)
UsuńSzału nie widzę, błyszczyk jak błyszczyk. Pigmentu też nie ma zniewalającego. Myślałam, że to coś lepszego.
OdpowiedzUsuńdo delikatnego makijazu ust beda super!
OdpowiedzUsuńszkoda tylko, ze reklama klamie i produkty nie sa tak intensywne jak obiecuja :)
Zupełnie nie podoba mi się ich efekt. Jest taki... wypłowiały...
OdpowiedzUsuńja woę bourjois velvet < 3
OdpowiedzUsuńTeż je lubię ale nie zawsze mam ochotę na coś kryjącego :)
UsuńChciałabym jakiś jeden kolor z tej serii, wyglądają na fajne błyszczyki :-)
OdpowiedzUsuńPiękne odcienie! Miałabym chyba problem z wyborem faworyta :)
OdpowiedzUsuń500 mi się spodobała :)
OdpowiedzUsuńKolorki mają bardzo ładne :)
OdpowiedzUsuńA dla mnie to opakowanie wyglada dosc tandetnie :P
OdpowiedzUsuńKażdy lubi co innego :)
Usuń705 - śliczny kolorek ! :-)
OdpowiedzUsuńOd wieków nie używałam klasycznych błyszczyków
OdpowiedzUsuńJa jednak jestem fanką nieco mocniejszego krycia, a do klasycznych błyszczyków wciąż ciężko mi się przekonać.
OdpowiedzUsuńhej iminniczko:) fajnie tu zostaje i pozdrawiam :) teraz mam faze bardziej na szminki niz błyszczyki!
OdpowiedzUsuńJa też :) Mimo to czasem lubię na szybko maznąć się jakimś niekleistym błyszczykiem, szczególnie jak usta w gorszej formie :(
UsuńŁadne kolory, zwłaszcza ostatni :)
OdpowiedzUsuń