Na temat moich beznadziejnych rzęsisk powiedziałam już sporo. Upiększaczy wypróbowałam jeszcze więcej. Chcecie poznać jednego z nich?
Oto Dior Diorshow Iconic w pełnej okazałości!
Idealne dla każdej sroczki ;) Srebrne, błyszczące... piękne! Co prawda mój aparat nie do końca oddał jego fakturę, ale tak możecie przyznać, że cieszy oko.
Zamknięcie jest bardzo szczelne - tusz nie wypływa z opakowanie i nie wysycha zbyt szybko. Nakrętką bardzo wygodnie się operuje. Najlepsza jest jednak szczoteczka!
Mam nadzieję, że powyższe zdjęcie dobrze ilustruje jej kształt. Szczoteczka fantastycznie rozdziela i rozczesuje rzęsy, a także aplikuje tusz bardzo równomiernie. Nie ma mowy o sklejonych włoskach albo grudkach. To jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza, szczoteczek jakie kiedykolwiek moje rzęsy widziały.
Zapach:
Każdy tusz pachnie podobnie, jednak aromat może być mnie bądź bardziej nieprzyjemny dla nosa. Diorshow pachnie neutralnie.
Konsystencja:
Niezwykle kremowa i jednolita. Nie za gęsta i nie rzadka - idealna! Świetnie współgra ze szczoteczką, nie skleja rzęs, nie zostawia grudek i nie osypuje się. Dodatkowo nie trzeba machać szczoteczką przy oku pół dnia, efekt jest widoczny już po jednej warstwie.
Kolor:
Oczywiście zdecydowałam się na klasyczną czerń (chociaż nie wiem, czy są w ogóle inne kolory :P ). Kolor jest wyraźny i nasycony, nie ma w sobie nawet najmniejszej nutki szarości czy brązu. To typowa smolista czerń - taka, jaką lubię.
Efekt:
Jak to mówią - z bezrzęsnej istocie tylko 1:1 pomoże. Nie jest może ze mną aż tak źle, ale jednak szału nie ma - rzęsy są krótkie i proste jak druty, prawie wcale ich nie widać.
Jedna warstwa Diorshow Iconic na jednym oku:
O, widać namiastkę rzęs! No to tuszujemy je porządnie (na jednym i drugim oku) i voila!
Nie jest to szczyt moich marzeń, ale przynajmniej je widać. Tusz ładnie wydłuża i pogrubia rzęsy, a także odrobinkę je podkręca. Mnie efekt bardzo się podoba, szczególnie w odniesieniu do naturalnych mało widocznych rzęs. Możecie się zastanawiać czym właściwie się zachwycam ale wierzcie mi, że masa tego typu kosmetyków nie daje na moich rzęsach prawie żadnego efektu :(
Trwałość:
Doskonała - od aplikacji do zmycia. Nie ma mowy o kserowaniu się na powiece, spływaniu czy kruszeniu się w ciągu dnia. Nie straszne mu łzy i deszcz. Mimo, że to wersja niewodoodporna jest nie do zdarcia, przy czym całkiem przyjemnie zmywa się micelem :)
Wydajność:
Ze względu na świetną konsystencję tusz nie zmienia prawie w ogóle swoich właściwości, nie trzeba czekać aż zgęstnieje czy też zużywać go szybko. Spokojnie można go wykorzystać do końca bez obaw, że pół opakowanie wyschnie na kamień.
Podsumowanie:
To mój ulubiony tusz, dzięki któremu moje rzęsy przynajmniej widać ;) A gdy się kończy i tak zostawiam sobie czystą szczoteczkę, bo na lepszą jeszcze nie trafiłam.
+ ładne i szczelne opakowanie
+ genialna szczoteczka
+ idealna, kremowa konsystencja
+ głęboka czerń
+ ładny efekt podkreślonych rzęs
+ wielogodzinna trwałość
+ łatwość zmywania
+ wydajność
Diorshow Iconic zasługuje u mnie na 5. Mam nadzieję, że producent nie pójdzie w ślady mojego poprzedniego ulubieńca (Chanel Inimitable) i nie sknoci jego formuły.
PS: wyjazd do Belfastu zbliża się wielkimi krokami... czy wiecie, że tam zbudowano Titanica? :)
Pozdrawiam! :)
Moja droga, znam to dokładnie z własnego doświadczenia ;-) Sama mam prościuteńkie i bardzo oporne rzęsy...
OdpowiedzUsuńMiałam kilka opakowań tego tuszu - lubiłam go, ale znalazłam coś o wiele lepszego - tusz They're Real od Benefit.
Znasz go może? :-)
Mam miniaturkę, ale jednak Dior lepiej się u mnie sprawdza :)
UsuńTo dobrze, że masz miniaturkę :-)
UsuńW takim razie cieszę się, że u ciebie ten Diorek się spisał :-)
bardzo ciekawa recenzja, może kiedyś go zakupię. ostatnio mam problem z moimi rzęsami bo po wytuszowaniu mascara nie ma takiego efektu jaki bym chciała żeby był, zapraszam do mnie na nowy post :)
OdpowiedzUsuńno prosze, calkiem ladny efekt, rzesy staly sie choc widoczne :)
OdpowiedzUsuńJa mam zupełnie inne rzęsy, że drogie tusze nic z nimi nie robią, natomiast te najtańsze powodują ,że sięgają brwi. Jest jednak pewien haczyk : mam wrażliwe oczy i nie mogę używać tandety xDD
OdpowiedzUsuńSkoro masz tak króciutkie rzęsy to myślę, że w sumie efekt rzeczywiście jest ok. Ja polecałabym Ci Helenę Rubinstein, tę maskarę w cętkowanych opakowaniu. Też nie mam długich rzęs i naprawdę pogurbiła mi je i wydłużyła.
OdpowiedzUsuńMówisz, że taki dobry? Kiedyś oglądałam go w Sephorze, ale obklejona toną tuszu szczoteczka skutecznie mnie zniechęciła do bliższego poznania :/
UsuńSzczerze mówiąc ledwo widzę różnicę, nie trafił do mnie no ale każdy ma inne wymagania ;P
OdpowiedzUsuńPrzy tak beznadziejnych rzęsach fenomenalny efekt dają tylko... sztuczne rzęsy ;)
UsuńMiałam próbkę tego tuszu i był ok, ale dla mnie za drogi
OdpowiedzUsuńJa, oprócz Clinique, nie próbowałam jeszcze żadnego tuszu z tzw. wysokiej półki :)
OdpowiedzUsuń